czwartek, 10 września 2015

02 (Where did my angels go?)


beta: Mixer  
 zapraszam do czytania jej prac, które  są genialne ;) Znajdziecie ją: TU, TU i na WATTPADZIE
♥♥♥♥

Pożegnałem się z Harrym przy wejściu do szkoły, bo mieliśmy lekcje w osobnych częściach budynku. Jestem w drugiej klasie liceum ogólnokształcącego, moje oceny nie są złe, ale pewnie byłyby lepsze, gdyby nie nadmiar zajęć. No, ale na własne życzenie zapisałem się do szkolnego klubu piłkarskiego, więc nie mam prawa narzekać. Myślę, że było to spowodowane nie tyle tym, że uwielbiam nogę, ale bardziej potrzebą normalności. Mój plan rozkłada się tak, że dwa razy w tygodniu mam trening do 16, a o siedemnastej zaczynam pracę do 22, czyli w pełnym wymiarze godzin. I pewnie gdyby nie jakieś tam przepisy, pracowałbym również w weekendy, ale niestety nie mogę, bo nie mam ukończonych 18 lat, co ma się zmienić za zaledwie dwa dni. Sean również chciał poszukać pracy, ale kategorycznie mu tego zabroniłem. Nie chcę, by przechodził przez to, co ja. Kiedyś chciał iść na studia dziennikarskie i nie pozwolę, by z tego zrezygnował, bo wiem ile to dla niego znaczy.
Czasem zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby zrezygnować z piłki, ale boję się. Boję się, że stracę kontakt z przyjaciółmi.
Skoro o przyjaciołach mowa, właśnie dostrzegłem czarną czuprynę Zayna. Gdy podszedłem bliżej, dostrzegłem, że stoi w towarzystwie Liama.
Podszedłem do Malika od tyłu i dźgnąłem go w żebro. Przerażony chłopak odskoczył na dobre dwa mery.
- To bolało. - stwierdził z wyrzutem.
Uśmiechnąłem się beztrosko i wzruszyłem ramionami.
- Działo się coś ciekawego? - spytałem Liama
- Nic, a nic. No może poza tym, że Lou zgubił wczoraj telefon.
Zmarszczyłem nos.
- Znowu?
Louis gubi telefon średnio cztery razy w tygodniu, po czym okazuje się, że schował go do plecaka zamiast kieszeni i nie potrzebnie panikuje.
- O wilku mowa. - powiedział Zayn, patrząc ponad moim ramieniem. Odwróciłem się i ujrzałem niskiego szatyna włóczącego nogami po szkolnej podłodze. Na kilometr widać, że ma doła.
- Liiiiiaammm - powiedział przygnębionym głosem i przytulił się do młodszego chłopaka jak do misia. - Nie ma go nigdzie. Sprawdziłem wszędzie. Szatnia, stołówka, sala od biologi, nawet na dachu go nie ma!
- Co ty, do cholery robiłeś na dachu? - spytał Zayn, unosząc brew.
Louis zesztywniał, a jego twarz pokryła się krwawą czerwienią. Odsunął się od Li i unikając wzroku Mulata, zaczął się jąkać:
- Yyyy... no... ten... tego.... coś.
Razem z Malikiem spojrzeliśmy po sobie, po czym wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Ten-tego, powiadasz? Hazz był z tobą, jak się domyślam - rzekł czarnowłosy, nadal krztusząc się śmiechem.
Dopiero po chwili do Lou dotarło, co ten ma na myśli. Chłopak poczerwieniał jeszcze bardziej, po czym zdzielił Mulata po głowie.
- To nie jest śmieszne, Zayn. To jest sprawa życia i ś...
- Sprawdzałeś swoją szafkę? - spytałem od niechcenia.
Chłopak już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale szybko je zamknął.
- Kurwa. - powiedział tylko i biegiem ruszył w stronę głównego korytarza.
Liam pokręcił głową z niedowierzaniem, a Zayn i ja szczerzyliśmy się głupkowato.
Gdy zadzwonił dzwonek, weszliśmy do klasy, w której mamy mieć teraz zajęcia
Usiadłem na swoim miejscu, czyli w ostatniej ławce pod oknem, a Liam i Zayn usiedli ławkę przede mną.
Po chwili do pomieszczenia wpadł zadyszany Lou.
- Przepraszam za spóźnienie. Sprawa wagi państwowej. - posłał kobiecie jeden ze swoich uroczych uśmiechów.
- No ja myślę. - powiedziała i wróciła do uzupełniania dziennika.
Lou zajął miejsce obok mnie z bananem na twarzy.
Już nawet nie muszę pytać, czy znalazł telefon. Lekcja historii z panią Clark wygląda mniej więcej tak, że ona mówi, a my udajemy, że ją słuchamy, przy czym gdy zorientuje się, że tylko udajemy wyciąga konsekwencje...
Mimowolnie wyjrzałem przez okno. Szkolny dziedziniec świeci pustkami. Pogoda nie jest zbyt ciekawa, więc nawet ci, którzy mają okienko wolą ten czas przesiedzieć na szkolnej stołówce niż marznąć na zewnątrz. Po chwili jednak dostrzegłem wyjątek. Ktoś stał oparty o szkolną bramę i jakby obserwował budynek szkoły. Z tej odległości jestem w stanie powiedzieć tylko, że jest to wysoki brunet w czarnej skórzanej kurtce i glanach. Czyli typowy gangster. Przez chwile miałem wrażenie, że nasze spojrzenia się skrzyżowały i tamten się uśmiechnął.
- Niall? - usłyszałem nad sobą głos nauczycielki. Spojrzałem na młodą kobietę o krótko ostrzyżonych czarnych włosach i migdałowych oczach. - Czy możesz odpowiedzieć na moje pytanie?
No to mam przerąbane. Wstałem z miejsca i spojrzałem na Louisa, szukając w nim pomocy. Chłopak zaczął przesadnie ruszać ustami z czego zrozumiałem tylko "francuski" i "wojsko"
- Napoleon. - palnąłem bez zastanowienia. Lou palnął się z otwartej ręki w czoło, a nauczycielka uśmiechnęła się.
- Tak, Niall, rzeczywiście Napoleon Bonaparte był dowódca wojsk francuskich, jednak wątpliwe, by był nim w czasach II wojny światowej, którą swoją drogą przerabiamy od ponad dwóch miesięcy. - westchnęła głośno, kręcąc głową. - I co ja mam z tobą zrobić, co?
Tylko nie jedynkę, tylko nie jedynkę... błagałem w myślach.
- Chodź - powiedziała i odeszła do swojego biurka
Przełknąłem głośno i rzuciłem zbolałe spojrzenie chłopakom. Ci jedynie zaśmiali się i szeptali między sobą.
- Zaniesiesz ten dziennik panu Hallowi. - powiedziała, podając mi zeszyt z ocenami swojej klasy. - Ma teraz lekcje w klasie 56 w budynku A.
Skrzywiłem się na samą myśl o tym, że muszę wyjść bez kurtki na ten ziąb, ale posłusznie wziąłem dziennik i wyszedłem z klasy. Nasza szkoła podzielona jest na trzy skrzydła, które są ułożone na kształt litery U.
Teraz mam lekcje w budynku C, co znaczy, że muszę przejść przez cały dziedziniec, bo oczywiście jakiś genialny architekt nie pomyślał o połączeniu budynków... Moglem też zejść do piętra piwnicznego po swoją kurtkę, ale po co?
Wziąłem głęboki wdech i wybiegłem na chłodne marcowe powietrze.
W tej chwili naprawdę się cieszę, że zacząłem trenować. Sprawnie pokonałem odległość ok. dwustu metrów między budynkami i ruszyłem w stronę wskazanej przez historyczkę klasy.
Zapukałem i wparowałem do środka. Pan Hall jest nauczycielem muzyki, więc nic dziwnego, że na jego lekcji panuje harmider. Nauczyciela nie było przy biurku, więc przeszukałem wzrokiem klasę. Mało kogo kojarzę, bo są to pierwszaki. W końcu jednak dostrzegłem nauczyciela pochylającego się i szukającego czegoś w wielkiej szafie na końcu klasy. Większość uczniów nawet nie zauważyła mojej obecności. Byli zbyt zajęci zadaniem jakie powierzył im nauczyciel. Polegało chyba na tym, by napisać słowa piosenki, bo wszyscy przekrzykiwali się coraz to głupszymi pomysłami.
- Przepraszam, że przeszkadzam. - powiedziałem, stając obok nauczyciela. Mężczyzna spojrzał na mnie zza swoich grubych szkieł.
- Niall? Co cię do mnie sprowadza?
Podałem mu dziennik klasy pierwszej B i odpowiedziałem:
- Napoleon, proszę pana. - uśmiechnąłem się do niego, co odwzajemnił i ruszyłem w drogę powrotną.
Byłem prawie przy końcu dziedzińca, gdy odniosłem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Rozejrzałem się, ale nikogo nie dostrzegłem. Tajemnicza postać, którą widziałem przez okno zdążyła się ulotnić.
Wzruszyłem ramionami i wróciłem do klasy.

- Bożeee, jaki jestem głodny... - jęknął Lou w drodze na szkolną stołówkę.
Chłopcy ustawili się w kolejce, by odebrać jedzenie, a ja ruszyłem szukać wolnego stolika, co w sumie graniczy z cudem, ale mi się udało. Zająłem miejsce i czekałem, aż do mnie dołączą. Pierwszy przyszedł Harry, niosąc na tacy dwie bułki, jabłko i jakiś sok.
- Słyszałeś, że mamy mecz towarzyski? - spytał, szczerząc się od ucha do ucha.
- Jaki mecz? - spytałem, bawiąc się rękawem bluzy.
Zanin zaczął mi tłumaczyć, o co chodzi pojawiła się reszta, również zdziwiona wieścią Harry'ego.
- Kapitanowi udało się przekonać trenera, że będzie to świetny sprawdzian umiejętności przed turniejem. Dziś na treningu ma podać skład wyjściowy.
Zaczęliśmy przybijać sobie piątki. Piłka jest naszą wspólną pasją, którą zakorzenił w nas Louis w drugiej klasie podstawówki. Chciał za wszelką cenę uprawiać sport. Była koszykówka, tenis, siatka, pływanie, ale dopiero piłka nożna przypadła mu do gustu i najpierw wciągnął w to Zayna, Liama i mnie, a później także Hazze.
- Czemu nic nie jesz? - spytał Zayn, dziwnie mi się przyglądając.
W tym wszystkim zapomniałem, że nie mam dziś śniadania.
Posłałem mu uśmiech i ruszyłem w stronę lady.
- Poproszę bułkę z szynką i serem. - powiedziałem w stronę podstarzałej kobiety pracującej w sklepiku szkolnym.
Kobieta podała mi, o co prosiłem, a ja zapłaciłem z bólem serca, stwierdzając, że właśnie wydałem ostatnie pieniądze.
Zawsze tak jest, moja wypłata prawie nigdy nie wystarcza. Zostało mi ostatnie 30 funtów, za które musimy przeżyć do końca tygodnia.
Z lekko zepsutym humorem wróciłem do chłopaków, którzy byli właśnie w trakcie obgadywana naszego przeciwnika. Na szczęście nikt z nich nie zauważył mojej nagłej zmiany humoru. Przeczesałem wzrokiem salę, a moje spojrzenie spotkało się z równie smutnym wzrokiem Sienny, jednak ta szybko spuściła wzrok i uśmiechnęła się sztucznie do koleżanki.
Zmarszczyłem brwi. O nie, nie ze mną te numery.
Wyciągnąłem telefon i wystukałem wiadomość do nastolatki:
Do: Sienna
Co jest?
Cały czas ją obserwowałem, wyciągnęła telefon, po czym szybko wsunęła go z powrotem do kieszeni.
Ponownie wysłałem sms-a:
Do: Sienna
Masz minute na odpowiedź albo tam idę.
Tym razem spojrzała mi w oczy i ruchem głowy pokazała wyjście z sali, po czym szturchnęła swojego bliźniaka i po krótkiej wymianie zdań skierowali się we wskazane przez dziewczynę miejsce. Tak bardzo mnie zaniepokoili, że odszedłem od stołu, nic nie mówiąc.
Szybko dogoniłem dwójkę rodzeństwa, którzy czekali na mnie przed wejściem. Dziewczyna zajrzała do jednej z klas, a gdy okazała się pusta, wpuściła nas przodem.
- No czekam. - powiedziałem, patrząc na nią
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i powiedziała coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałem się usłyszeć.
- Zanim zaczęły się lekcje, dostałam telefon. Clarie miała wypadek.
Momentalnie zrobiło mi się słabo.
- Jaki wypadek? Nic jej nie jest? Boże... - powiedziałem, osuwając się po ścianie i chowając twarz w dłoniach.
- Ma złamaną nogę i jest posiniaczona, ale żyje. Inni nie mieli tego szczęścia.
Sean wyglądał równie blado, co ja teraz, czyli jemu Sienn też nie powiedziała.
- Wiedziałam jak zareagujecie, więc chciałam z tym poczekać, aż wrócimy do domu. - wytłumaczyła się.
- Dobrze, że żyje. - szepnąłem. - Co się stało? - spytałem.
Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linie i otarła łzy wierzchem dłoni.
- W jej grupę wjechał samochód, kierowca był pijany. Zginęły dwie dziewczynki, a dziesięć jest rannych, w tym Cal.
- Cholera.- powiedział mój brat, zaciskając pięści ze złości.
- Sean. - szepnęła dziewczyna, łapiąc go za rękę, by się uspokoił. - Nic jej nie jest, słyszysz? Dzwoniła do mnie.
Chłopak uklęknął obok mnie.
- Nie wierzę, że mogliśmy stracić jeszcze ją. - powiedział, chowając twarz w dłoniach. - Nie chcę już nikogo tracić. Najpierw ten idiota Greg, później Nath, ojciec i jeszcze matka, która niby jest, a jednak jej nie ma. Mam tego dość.
- Ja też mam tego wszystkiego dość. - powiedziałem, patrząc mu w oczy. - Ale jedyne, co możemy zrobić, to iść dalej, bo tylko to nam pozostało, prawda?
Obydwoje skinęli głowami.
- Chodźcie już, bo będą się o nas martwić. - powiedziałem, podnosząc się z brudnej podłogi. Pokiwali głowami i w ciszy opuściliśmy salę, do której zaciągnęła nas Sienna.
I rzeczywiście, po rozstaniu z bliźniakami nie minęło dużo czasu, gdy dopadł mnie zadyszany Zayn.
- W końcu... cię... znalazłem. - wydyszał, opierając swoje dłonie na kolanach.
- A coś się stało? - spytałem, marszcząc brwi.
- To ja się ciebie o to pytam. Wyszedłeś tak nagle i z taką miną, że na serio nas przestraszyłeś.
Zaśmiałem się nerwowo.
- Przepraszam, Zayn. Nagłe zebranie rodzinne i te sprawy...
Nagle chwycił mnie za rękę.
- Niall, co się stało? Jesteś jeszcze bardziej blady niż zazwyczaj.
Przed chwilą dowiedziałam się, że moja młodsza siostra była o włos od śmierci. Co, mam skakać z radości? Szczerze mówiąc nadal jestem przerażony po tym, co powiedziała nam Sienna. Dosłownie czuję jak trzęsą mi się ręce. Niestety chłopak również to zauważył. Szybko wyszarpnąłem dłoń z jego uścisku.
Chłopak zmarszczył brwi, a ja posłałem mu uspokajający uśmiech.
- Już wszystko w porządku, Zayn. - powiedziałem tonem, który jasno oznaczał, że nie mam najmniejszych chęci na kontynuowanie tej dyskusji.
Zadzwonił dzwonek, więc wspólnie ruszyliśmy na następne zajęcia.

2 komentarze:

  1. To było strasznie smutne. Z kim ten mecz będzie? No i kto jest podglądaczem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny ten rozdział. Jak go poprawiałam i przeczytałam o wypadku Clarie to miałam mały heart attack. Na szczęście wszystko się dobrze dla niej skończyło :) Tak bardzo kocham twoje prace i bardzo niecierpliwie czekam na nexta, mój budyniu <3

    OdpowiedzUsuń