niedziela, 6 września 2015

01. (Where did my Angels go)


-Niall? -Usłyszałem zduszony głosik przy moim uchu. Podniosłem ciężkie powieki i moim oczom ukazał się czterolatek z przerażonym i zaspanym wzrokiem.
-Noach?-spytałem zachrypniętym głosem. -Dlaczego nie śpisz?
Chłopczyk spuścił wzrok, tak jakby się czegoś wstydził.
-Miałem zły sen i teraz nie mogę spać. -Mimo iż powiedział to typowym dla dziecka sepleniącym głosem, udało mi się wszystko zrozumieć.
Posłałem mu zmęczony uśmiech i zrobiłem miejsce na moim i tak małym łóżku. Mój brat wgramolił się na posłanie i od razu we mnie wtulił. Zerknąłem na wyświetlacz budzika. 3.42. Za długo to my sobie nie pośpimy. Pomyślałem nim moje powieki opadły.
Chwile później zadzwonił budzik. Jakim cudem skoro dopiero bo była czwarta. Spojrzałem z wyrzutem na brzęczące urządzenie, mając nadzieje że to Noach znów przy nim na grzebał. Niestety nie. Godzinna 7.00. Czas do szkoły.
-Wyłącz to cholerstwo.
Obróciłem się w stronę drugiego łóżka. Sean leżał zakopany po szyje w kołdrę, a do głowy przyciskał poduszkę. Przewróciłem oczami na ten widok i wyłączyłem budzik.
-Dalej młody, wstajemy. -Szturchnąłem, chłopca który leżał rozwalony na prawie całej powierzchni mojego łóżka. Na próbę obudzenia, tylko jeszcze bardziej się skulił.
Westchnąłem głośno, codziennie rano to samo, za żadną cholerę nie da się wywalić tej dwójki z łóżek.
Podniosłem się i podszedłem do szafy, najpierw wyciągnąłem z niej ubrania dla 4 latka, a później dla siebie. Nasz pokój nie jest duży, można powiedzieć że nawet trochę za mały jak na trzy osoby, ale jakoś dajemy radę, W sumie jest tu miejsce tylko na trzy małe łóżka, jedną dużą szafę i biurko.
-Wstawaj Sean i weź też młodego obudź. -Usłyszałem tylko jęk irytacji, który zresztą jak zwykle zignorowałem.
Wziąłem wcześniej wybrane dla siebie rzeczy i ruszyłem w stronę łazienki.
Mieszkanie które zajmujemy jest dość małe. W sumie składa się z dwóch sypialni, małej łazianki i salonu połączonego z kuchnią. Sean, Noach i ja zajmujemy tą mniejszą sypialnie. Drugą, która jest minimalnie większa zamieszkują moje trzy siostry. Natomiast mama sypia na rozkładanej sofie w salonie, i niezbyt często opuszcza to miejsce...
Wracając do moich sióstr, jedna z nich właśnie zajmuje łazienkę. Jak pewnie możecie się domyślić, Jedna łazienka na siedem osób, w tym trzy dorastające nastolatki, nie wróży nic dobrego. Nie pozostało mi nic innego jak czekać.
Po dobrych pięciu minutach z pomieszczenia wyszła w pełni ubrana i umalowana Sienna. Jest trochę niższa ode mnie, ma długie ciemno brązowe włosy i "świecące" piwne oczy, a uśmiech praktycznie nigdy nie schodzi jej z ust.
-Dłużej się nie dało? -Spytałem z udawaną złością.
Zaśmiała się głośno.
-Jak chcesz to mogę tam jeszcze wrócić...
Pokręciłem głową z niedowierzaniem, i wszedłem do jasnego pomieszczenia. Przemyłem twarz zimną wodą i umyłem zęby. Ubranie się nie zajęło mi dużo czasu. Założyłem zwykłe niebieskie rurki do tego bordowy t-shirt i standardowo czarną rozpinaną bluzę. Na nadgarstki wsunąłem kilka bransoletek, jest to od kilku lat nieodłączna część mojej garderoby, ale o tym może kiedy indziej.
Wychodząc z łazienki natknąłem się kolejna z moich sióstr. Lea, jest koleją osobą w tej rodzinie , dla której wstanie z łóżka to katastrofa narodowa. Na co dzień dziesięciolatka jest raczej zamknięta w sobie, nie lubi rozmawiać z obcymi i obraca się w kręgu kilku zaufanych przyjaciółek. Przy mnie i reszcie domowników jest dużo bardziej rozmowna. Uśmiechnąłem si do niej, na co odpowiedziała niemrawym pomrukiem i zamknęła za sobą drzwi do łazienki. W kuchni zastałem Sienne przygotowującą siadanie w postaci dużej ilości kanapek. Zmarszczyłem brwi patrząc na talerz. Dziewczyna widząc moją minę wyjaśniła szybko.
-Nie starczyło chleba na więcej.
Co oznacza że czeka mnie dzisiaj wizyta w super markecie. Westchnąłem cicho i zabrałem się za robienie sobie herbaty.
-Nie jesz? -Spytała Sienna zmartwionym głosem.
Pokręciłem przecząco głową.
-Za mało dla wszystkich. Najedzcie się, a ja kupie sobie coś w sklepiku szkolnym.
Dziewczyna pokiwała z zrozumieniem głową i zabrała się za jedzenie.
Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Lea a za nią przydreptał Noach.
Czego mi tu brakuje...
Olśniło mnie dopiero gdy Do pomieszczenia wpadł Sean i opadł na jednym z krzeseł.
-Gdzie jest Calrie?
Czyt. siostra z numerem 3.
Dziesięciolatka posłała mi zdziwione spojrzenie, a Sienn przewróciła oczami.
-Ma dzisiaj zawody w Manchesterze. Gadała o tym jak najęta od ponad miesiąca. -Odpowiedział mi Sean.
Myślę że mogliście się już pogubić więc, lepiej będzie jak wytłumaczę.
Tak naprawdę mam siedmioosobowe rodzeństwo, z tym że moich dwóch starszych braci już z nami nie mieszka. Choć trafniej będzie powiedzieć że jeden z nich nie żyje, a drugi ma nas gdzieś. Greg zmarł trzy lata temu w wypadku na motorze, miał wtedy 19 lat. Natomiast aktualnie 22 letni Nathaniel przepadł, zostawiając po sobie krótką notatkę na lodówce. "Wyjeżdżam, nie martwcie się''. Stało się to zaledwie miesiąc po wypadku Grega. Rodzice zaczęli się dużo kłócić, aż w końcu ojciec również nie wytrzymał i odszedł do swojej kochanki. Po natłoku tych zdarzeń mama popadła w depresje. Całymi dniami leży na kanapie i wpatruje się w sufit. Po tym wszystkim cała odpowiedzialność za utrzymanie domu i wyżywienie jeszcze piątki rodzeństwa spadła na mnie.
Mam siedemnaście lat i na imię Niall. Po mnie na świat przyszli Sean i Sienna, bliźniaki mają po 16 lat. Następnie jest trzynastoletnia Calrie, w skrócie Cal. Lea, która ma dziesięć lat, oraz najmłodszy czteroletni Noach.
Tak, wiem sporo nas, ale jakoś dajemy rade.
Na mojej liście do zamordowania, aktualnie znajdują się dwie osoby. Myślę że domyślacie się o kogo chodzi. Najpierw Nathaniel, który nie daje znaku życia od prawie trzech lat, a zaraz po nim jest ojciec, nie odzywa się do nas odkąd opuścił nasz dom z walizką w ręce. Co prawda przysyła pieniądze, ale jest to mała kwota i gdybym nie znalazł pracy, już dawno nie mielibyśmy gdzie mieszkać. Wspólnie z dwójką o rok młodszego rodzeństwa zadecydowaliśmy że najlepszym wyjściem będzie sprzedanie domu i przeprowadzka. Za większą część pieniędzy z sprzedaży domu, kupiliśmy to oto małe mieszkanie, a reszta jest na zamrożonym koncie w banku i czeka aż któreś z nas będzie chciało iść na studia.
Bardziej poczułem, niż zobaczyłem że ktoś macha mi ręką przed oczami. Tą osobą okazał się mój kochany brat. Miał już na sobie kurtkę i buty, co oznacza że jest gotowy do wyjścia.
-Jedziesz z nami, czy postanowiłeś się przejść te 15 km?
Nie musiał dwa razy powtarzać. 2 minuty później cała nasza szóstka szła na pobliską stacje metra.
-Czekajcie, skoro nie ma Cal, kto zaprowadzi Noacha do przedszkola? -Spytała nagle Sienna.
Wszyscy stanęliśmy jak wryci i spojrzeliśmy przerażonym wzorkiem na uśmiechniętego czterolatka.
Gimnazjum Calrie jest praktycznie naprzeciwko jego przedszkola więc zazwyczaj to nie był problem. Podstawówka i liceum są jednak na drugim końcu miasta.
-Co macie na pierwszej lekcji? -Zwróciłem się do bliźniąt.
Chłopak skrzywił się lekko i odpowiedział.
-Matme z Monchem.
Westchnąłem z frustracją. Że też nie mogli trafić na normalnego nauczyciela.
-Ja mam Francuski, więc lepiej jak to ja pojadę.
Oni lepiej niż ja wiedzą co to znaczy celowo opuścić lekcje u tego nauczyciela, a później pozwolić by zobaczył cię w szkole.
Tak jak ustaliśmy, tak zrobiliśmy. Wysiadłem z czterolatkiem na czwartej stacji, a reszta pojechała dalej. Teraz czeka nas dziesięć minut drogi.
-Pani mówiła ze chce rozmawiać z mamą bo nie było jej na zebraniu.
To była odpowiedź na pytanie.
"Co tam słychać w przedszkolu?"
Skrzywiłem się lekko na słowa chłopca. Bo przyprowadzenie mamy w stanie w jakim się znajduje do szkoły, nie jest dobrym pomysłem. Powiem nawet że to jest bardzo zły pomysł. Ona zachowuje się jak jakieś zombie, jedyny moment dnia w jakim wstaje z kanapy to wtedy gdy musi do łazienki.
Uśmiechnąłem się do chłopca.
-A co odpowiedziałeś pani?
Czterolatek wzruszył ramionami, co w jego wykonaniu wyglądało dość śmiesznie.
-Powiedziałem że mama jest chora.
Odetchnąłem z ulgą. Dzieci mają to do siebie że paplają co im ślina język przyniesie. W tym momencie mam szczęście że Noach nie jest zbyt rozmowny.
Wszedłem z chłopcem do budynku i pomogłem mu rozebrać się z kurtki oraz przebrać buty.
Przytrzymałem go chwile gdy weszliśmy do sali.
-Która to twoja pani. -Spytałem, bo w pomieszczeniu znajdowało się kilka kobiet w odpowiednim wieku na taką funkcje.
Chłopiec wskazał palcem, około 40-letnią, trochę grubszą kobietę w okularach i o wściekle czerwonych włosach.
Pokiwałem głową, dając mu do zrozumienia że widzę.
-Baw się dobrze. -Powiedziałem i chciałem odejść, ale przytrzymał mnie za nogawkę
Posłałem mu pytające spojrzenie.
-Clalie mnie pzzytula. A ty mnie nie pzzytuliłeś. -Stwierdził naburmuszonym głosem i spojrzał na mnie z wyrzutem.
Zaśmiałem się głośno, wiozłem czterolatka na ręce po czym mocno i przytuliłem.
-Wystarczy. -Spytałem nadal mając go na rękach.
-Nie. -Powiedział dobitnie i mocniej wtulił się w mój trost. Po dłużej chwili trochę rozluźnił uścisk, dzięki czemu mogłem postawić go na ziemi.
-Dziękuje, Papa tatusiu! -Powiedział po czym oddalił się w stronę kolegów.
A ja stałem jak wryty, z szokiem wymalowanym na twarzy.
Nazwał mnie tatą i to nie było zwykłe przejęzyczenie.
Zdarzyło mu się to po raz pierwszy, i nie mam pojęcia zareagować Przecież nie jestem jego tatą, tylko bratem.
Jednak w praktyce jest zupełnie inaczej. I nie dziwie mu się, bo zachowuje się bardziej jak ojciec niż jak brat. A on zapewne nie pamięta już nawet, naszego prawdziwego taty. Będę to musiał obgadać z resztą.
Podszedłem do wskazanej przez brata kobiety, muszę załatwić tą sprawę przez którą chce widzieć mamę.
-Dzień dobry. -Powiedziałem gdy stanąłem obok niej. -Jestem starszym bratem Noacha, Niall.
-Co cię do mnie sprowadza? -Spytała z uśmiechem.
Wydaje się dość miłą kobietą, więc odwzajemniłem gest.
-Młody powiedział że pytała pani o mamę i dlaczego nie była na wywiadówce. Poprosiła mnie bym przyszedł i spytał się czy chodzi o o coś ważnego. -Wyjaśniłem kłamiąc bez zająknięcia.
Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym chwyciła z biurka jakiś papier.
-Noach jest wyjątkowo grzecznym chłopcem, więc nie chodzi tu z złe zachowanie. -Uspokoiła mnie. - W tym roku dzieci, kończą tu naukę, więc wspólnie z rodzicami zadecydowaliśmy o wycieczce. To jest zgoda, mógłbyś przekazać mamie?
Pokiwałem głową po czym na szybko przestudiowałem, co na nim pisze.
"Oświadczam że wyrażam/nie wyrażam zgody na..."
Nie dostrzegłem jednak najważniejszej informacji.
-Jaki będzie koszt? -Spytałem niby od niechcenia.
-W granicach 45$. -Odpowiedziała praktycznie od razu.
Podziękowałem i pożegnałem się z kobietą. Tą całą wyciecze również będę musiał obgadać z Sienną i Seanem, dla nas kwota 45$ nie jest mała.
Westchnąłem głośno i szybkim krokiem ruszyłem z powrotem na stacje metra. Jakoś nie mam ochoty spóźnić się jeszcze bardziej.
Na pociąg czekałem jakieś 15 minut, do szkoły zdążę idealnie na drugą lekcje.
Nie zdążyłem dobrze usiąść, gdy usłyszałem jak ktoś woła moje imię. Po chwili obok mnie pojawię się uśmiechnięty chłopak o kręconych włosach i dużych szmaragdowo zielonych oczach. Chłopak podszedł do mnie i uściskał na powitanie. Normalni przyjaciele tak nie robią, ale ja nie mam normalnych przyjaciół, dlatego przytulanie to u nich norma.
Harry jest w klasie równoległej do mnie, do naszej paczki dołączył gdy mieliśmy po 10 lat, siedział sam na korytarzu i wyglądał na zagubionego, więc Liam postanowił wziąć go pod swoje skrzydła. Najgorsze w tym wszystkim jest to że mimo tego że jest młodszy i tak przerasta mnie o dobre 15 cm, Sean zresztą też jest wyższy ale tylko o 4 cm, dlatego nie jest to tak rażące.
-Nie powinieneś być w szkole? -Spytałem z ciekawości.
Chłopak posłał mi szeroki uśmiech.
-Zaspałem.-Powiedział jak gdyby nigdy nic. -Ale z tego co się orientuje ty też masz na 8.
Wzruszyłem ramionami.
-Odprowadzałem brata do przedszkola. -Powiedziałem zgodnie z prawdą, nie widząc potrzeby by kłamać. Nigdy nie trzymałem w tajemnicy togo że mam rodzeństwo, po prostu nikt nigdy o o to nie pytał.
Harry posłał mi zdziwione spojrzenie.
-Nie wiedziałem że masz brata. -Stwierdził marszcząc brwi.
Posłałem mu szczery uśmiech.
-A pytałeś o to kiedyś? -Spytałem z cichym śmiechem.
Chłopak na chwile pogrążył się w swoich myślach, po czym odpowiedział.
-Nieee, ale mogę to zrobić teraz. -Rzucił. -Ty masz brata?! Myślałem że jesteś jedynakiem!
Roześmiałem się głośno, nie tyle na to że zapytał, tylko jakim tonem.
-Dla twojej wiadomości Hazz, miałem czterech braci. -Powiedziałem nadal się śmiejąc.
Specjalnie użyłem formy przeszłej, ponieważ trudno powiedzieć że Greg wciąż jest moim bratem. Na szczęście Harry tego nie zauważył, bardziej przejął się samą liczbą.
Na zmianę zamykał i otwierał usta co wygląda wręcz komicznie. W końcu jednak z jego ust wypłynęły słowa:
-Wiesz, boje się, ale dla pewności jednak spytam. Masz siostry?
Pogłębiłem swój uśmiech ukazując białe zęby
-Tak mam. -Odpowiedziałem. -Trzy.
Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
-Ja pierdole.-rzucił cicho. -Ja mam jedną ,a wariuje.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie jest tak źle, da się przyzwyczaić.
Na moje słowa jedynie prychnął pod nosem.
-Tak jasne.
Reszta drogi zleciała nam głównie na rozmowie o dzisiejszym treningu piłki nożnej.

1 komentarz:

  1. Zapowiada się ciekawe opowiadanie. Pierwszy raz czytam opowiadanie, którego głównym bohaterem jest Niall. Więc czekam jak rozwinie się historia :)

    OdpowiedzUsuń