poniedziałek, 13 lipca 2015

fifteenth story (Story of mky life)



LOUIS.


  Niedziela

-Powiesz w końcu co się wczoraj wydarzyło między wami? -Spytał Liam wyraźnie zirytowanym tonem.
Skrzywiłem się lekko na wspomnienie wczorajszego popołudnia. Całą noc nie spałem i wypomniałem sobie że mogłem go zatrzymać, pobiec za nim, cokolwiek, byle coś zrobić.
Nie powinienem pozwolić mu wyjść z domu, zmarnowałem idealną okazję do wyznania mu tego co czuje.
-Musze mu oddać podręcznik. -Rzuciłem, starając się odciągnąć jego uwagę od wczorajszej sytuacji. W sumie nie powiedziałem mu na ten temat zbyt wiele, tylko tyle że między mną a Harrym doszło do małego spięcia (Nie wspomniałem o jakiego rodzaju spięcie mi chodzi) i poprosiłem by towarzyszył mi w drodze do domu Hazzy. Znając siebie pewnie  stchórzyłbym tuż przed jego drzwiami. A naprawdę chce z nim dzisiaj pogadać, od rana męczy mnie dziwne przeczucie że stanie się coś złego.
Dlatego zbyłem machnięciem ręki Liama, gdy pytał czy nie mógłbym oddać mu tego podręcznika jutro.
Mógłbym. Ale to cholerne wrażenie że dzieje się coś co nie powinno nie daje mi spokoju.
Kazałem Li jeszcze raz sprawdzić adres, który mieliśmy spisany na kartce. Bo miejsce, w którym teraz jesteśmy grubo wystaje ponad wszystkie plotki i opowieści o tak zwanej "czarnej strefie Londynu". Czułem się obserwowany dosłownie przez każdego. Każda mijana przez nas osoba posyłała nam kpiący uśmieszek, można by nawet powiedzieć że szaleńczy.
-Trzeba było jednak ubrać czarne spodnie. -Szepnąłem do Liama i z pogardą spojrzałem na swoje czerwone jensy, które przyciągały zbyt dużą uwagę w tym otoczeniu.
Dwójka nastolatków w kolorowych rurkach na pewno nie jest tu mile widziana.
Payne nieświadomie przyspieszył tempo i wcale mu się nie dziwie, co drugi człowiek wygląda jakby miał morderstwo na sumieniu (co według mnie jest bardzo prawdopodobne)
-To chyba tutaj -Stwierdził Li, zatrzymując się pod jednym z bloków.
Przełknąłem głośno ślinę i ruszałem przodem do budynku, który został nieudolnie po bazgrany kiepskim grafitti. Wnętrze budynku było równie obskurne co reszta okolicy. Ściany pomalowana na brudną zieleń, odpadający tynk i zapach grzyba sprawiają że mam ochotę zwrócić śniadanie.
Gdy w końcu znaleźliśmy się pod odpowiednimi drzwiami, wiozłem głęboki wdech i zapukałem.
Po dłuższej chwili usłyszeliśmy ciężkie kroki i brzdęk opuszczanego łańcucha. W otwartych już drzwiach stanął mężczyzna w średnim wieku. Miał kruczoczarne przetłuszczone włosy i cerę o niezdrowym odcieniu. Złote oczy są podkrążone jakby nie spał od co najmniej  dni. Dopiero po chwili wyraz jego twarzy zelżał na usta wstąpił lekki uśmiech.
-Liam chłepcze, dawno cię nie widziałem -Odezwał się zachrypniętym, ale jednocześnie dość przyjaznym tonem. -Co cię tu sprowadza?
Liam rozluźnił się słysząc w miarę przyjazne powitanie.
-Mnie również miło znów pana widzieć. Jest może Harry?
Mężczyzna zmarszczył brwi i podrapał się po kilku dniowym zaroście.
-Przykro mi, ale Harr'ego trudno zastać w domu. Pewnie znów się gdzieś szlaja, nie pojawi się w tutaj do nocy.
Szczerze zatkało mnie, to zupełnie nie pasuje do Hazzy. Bardziej byłbym skłony uwierzyć w to że wziął dodatkową zmianę w pracy.
-Co pan ma na myśli? -Spytałem ostrożnie.
Ojciec Harr'ego przeniósł wzrok na mnie.
-Nie wiem kiedy przybrało to taki obrót. -Stwierdził z goryczą. -Harry zaczął coraz rzadziej bywać w domu, wychodzi wcześnie rano do szkoły i wraca dopiero późno w nocy.
-Z tego co wiem popołudniami pracuje. -Odruchowo zacząłem go bronić.
Starszy mężczyzna posłał mi współczujące spojrzenie.
-Gdyby naprawdę pracował, nie wracał by zalany i naćpany. Już nawet przestałem liczyć ile razy to policja go tu odstawiała.
Nie, nie i jeszcze raz nie. To nie możliwe prawda. Harry i używki?
Zerknąłem kątem oka na Liama, po wyrazie jego twarzy, zorientowałem się że również nie za bardzo wierzy w to co powiedział pan Styles.
-W takim razie co z jego chorobą, on przecież...
-Umiera? -Spytał Wyraźnie rozbawiony. -Nie macie o co się martwić, to schorzenie w żaden sposób nie zagraża jego życiu. Wystarczy że będzie regularnie zażywał lekki i może z tym żyć.
Bylem kompletnie zdezorientowany. Z jego słów wynika że Harry nas okłamał i to nie raz.
-Myślę że lepiej będzie jak już pójdziecie. -Powiedział z smutnym uśmiechem i zaczął zamykać drzwi.
-Ach zapomniał bym -powiedziałem i wyciągnąłem książkę Hazzy z plecaka. -Mógłby pan mu to przekazać?
Mężczyzna skinął głową i wyciągnął rękę po podręcznik, niestety wyślizgnął mi się z dłoni i spadł z hukiem na posadzkę. Wszystkie papiery i kartki jakie Harry w niej trzymał, rozsypały się po klatce schodowej. Pospiesznie pozbieraliśmy wszystkie papiery i również podaliśmy tacie Harr'ego.
-Co to takiego? -Spytał pan Styles, widząc czemu się przygląda odpowiedziałem.
-Szkoła organizuje koncert. Harry nie wspominał że też bierze w tym udział?
Mężczyzna spojrzał na mnie z politowaniem, jakbym opowiedział jakiś kiepski żart. Pożegnaliśmy się szybko i opuściliśmy budynek.
-Któryś z nich kłamie. -stwierdził Liam po dłużej chwili ciszy.
Wciągnąłem powietrze z frustracją.
-Nie mam pojęcia co myśleć. Z jednej strony Harry i używki to ostatnie w co mógłbym uwierzyć, ale już nie raz nas okłamał, a poza tym jego ojciec nie ma powodu by kłamać.
-Naprawdę zaczynam mieć tego wszystkiego dość- powiedział Liam pod nosem.
Nie mogę się z nim nie zgodzić. Mam nadzieje że Harry będzie miał jakieś dobre  wytłumaczenie na to wszystko.
-Hej... -powiedziałem zatrzymując się. -Czy to czasem nie na sza zguba?
Wskazałem głową miejsce w którym dostrzegłem znajomą sylwetkę. Wysokiego szatyna zauważyłem przez duże okno jednego z miejskich sklepików.
Liam chwycił mnie za rami i pociągnął za pobliski budynek, stąd mamy idealny widok na Harr'ego. Nie żebyśmy go śledzili czy coś...
-Błagam powiedz że mam jakieś zwidy. -Szepnął mój przyjaciel gdy Harry opuścił sklep z dwiema torbami pełnymi piwa i kilkoma butelkami wódki. Sam przetarłem oczy nie dowierzając.
-Chyba mamy odpowiedź na nasze pytanie.-Powiedziałem słabo, wciąż nie wierząc w to co właśnie widziałem.
Cholera. W coś ty się wpakował Hazz?



Niecałe dwie godziny później całą czwórką siedzieliśmy stłoczeni w pokoju Liama.
Do tego co widzieliśmy i słyszeliśmy od taty Harr'ego chłopcy podeszli z dystansem.
-Gdyby chodziło o uzależnienie od alkoholu Harry nie broniłby tak bardzo tego sekretu. -Stwierdził Niall. -Nie możecie wyciągać pochopnych wniosków.
-No właśnie. -Stwierdził jakoś nieobecnie Zayn. -Przecież sami mówiliście że tamta okolica wygląda rodem z taniego horroru, może ktoś go zastrasza, albo coś w tym stylu.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
-W takim razie co z tym co powiedział nam jego ojciec?
Może i ten mężczyzna wydal mi się trochę sztuczny w tym co mówił, ale i tak nie wiedzę powodu dla którego miałby oczerniać własnego syna. To jest nie logiczne.
Zayn i Niall spojrzeli po sobie ale żaden z nich nic nie powiedział. Tak samo jak Liam i ja nie potrafili sobie wyobrazić jak Harry buntuje się ojcu i wraca do domu pod wpływem. Gdyby nie to że na własne oczy widziałem jak bez problemu kupuje alkohol, nigdy bym w to nie uwierzył.
-A czy Harry nie wspominał ci kiedyś że jego ojciec pije? -Spytał Zayn marszcząc brwi.
Odszukałem w pamięci taką sytuacje. Rzeczywiście spytałem o coś podobnego ponad tydzień temu.
-Nie odpowiedział mi. -powiedziałem patrząc w oczy Malika. -Ale cisza jaka wtedy między nami zapadła wydawała mi się jednoznaczna.
-W sumie nie wyglądał zbyt ciekawie. -Stwierdził Li krzywiąc się lekko. -Kiedyś Pan Styles wyglądał zupełnie inaczej, nawet jego głos się zmienił. Do tego jeszcze te blizny które Harry ma na nadgarstkach...
-Czyli jest możliwość że ten cały alkohol, który kupował Hazz, był tak naprawdę dla...
-...dla jego ojca. -Dokończyłem za Nialla
Spojrzeliśmy po sobie przerażeni. Mamy trop, ale to czy jest on prawdziwy może potwierdzić już tylko sam Harry.
Z jednej strony cieszę się że w końcu do czegoś doszliśmy w naszym śledztwie (chociaż nie jest to na 100% pewne), ale jednocześnie martwi mnie fakt że Harry mieszka z tym człowiekiem. Kłamstwo na temat własnego syna przyszło mu z zbyt wielką łatwością, tak jakby nie łączyła ich żadna więź.
-Jutro będziemy musieli poważnie z nim pogadać -powiedział Liam -I tym razem nie możemy mu odpuścić.
Wszyscy skinęliśmy głowami. Jutro wszystkiego się dowiemy. Mam nadzieje że nie jest już za późno.



_____________________

HARRY.


Poniedziałek


Postanowiłem. To już koniec.
 Wczoraj ojciec zorientował się, że Gemma zniknęła. Tylko siłą woli trzymam się teraz na nogach, boli mnie dosłownie każda komórka ciała, łącznie z włosami. Idę lekko przygarbiony z wzrokiem wpatrzonym w podłogę i głową zakrytą kapturem. Mogę tylko Bogu dziękować za to że zostało mi trochę fluidu, bo inaczej... tak, tym razem również znokautował mi twarz. Odbarwienia i sińce łatwo zamaskować, gorzej z rozciętym łukiem brwiowym i wargą.
 Dziś jest ten głupi występ, nie mogę przynajmniej do tego czasu dopuścić by chłopcy coś zauważyli, o tym co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch lat dowiedzą się dopiero po nim.  Choć to będzie trudne biorąc pod to co wydarzyło się wczoraj i to jak się czuje (lub co gorsza wyglądam).
Wiozłem głęboki wdech przekraczając próg szkoły. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej mam wrażenie że inni uczniowie mnie obserwują, a może jestem porostu przewrażliwiony...
Jednak grymas wyższości od samego początku mojej nauki tutaj pozostał niezmienny. Kpiące uśmiechy i wyzwiska pochodziły głównie od uczniów z mojej klasy.
 Skłamałbym gdybym powiedział że mnie to nie rusza. Ale nic na to nie poradzę, a pyzatym w tej chwili nie ma to już najmniejszego sensu. Bo już nie długo ból, zarówno ten fizyczny jaki i psychiczny będą tylko wspomnieniem. Myśl o samobójstwie jakoś dziwnie mnie odprężyła a na moje usta wkradł się uśmiech, którego nikt inny nie może dostrzec, przez to że głowę trzymam nisko.
Lecz dziś te spojrzenia wydają się jakieś inne, bardziej odległe, przyglądali mi się uważnie lecz żaden z znajomych z klasy nie rzucił kąśliwego komentarza na temat mojego stroju, który jest mniej odświętny niż ich, nie szeptali między sobą, tylko obserwowali i posyłali dziwne spojrzenia.
Luisa i resztę znalazłem pod aulą w której ma odbyć się ten mini "koncert. Z daleka widać że cała czwórka jest spięta i podenerwowana. Cała impreza ma zacząć się za chwile, ale jako uczestnicy mieliśmy się stawić godzinę temu, na spotkaniu organizacyjnym (na które oczywiście nie poszedłem).
-Hej -Powiedziałem podchodząc do nich i przywołując uśmiech na twarzy.
Podnieśli na mnie wzrok, a po chwili dostrzegłem że ulżyło im że mnie widzą.
-Harry!!! Dlaczego nie odbierałeś?! Nawet nie wiesz...
Położyłem blondynowi rękę na ramieniu.
-Telefon mi się rozładował i nigdzie nie mogłem znaleźć ładowarki. -Wytłumaczyłem szybko, choć każdy z nich zapewne już się domyśla że to nie jest prawda.
Mój telefon miał wczoraj bliskie spotkanie z ścianą w salonie i tylko bogu mogę dziękować za to że karta pamięci ocalała.
Wyglądają na zasmuconych, tak jakby martwili się czymś zupełnie innym niż to że za zaledwie kilkanaście minut wchodzimy na scenę.
-Dlaczego się spóźniłeś? -Spytał podejrzliwie Liam.
-Źle się czułem. -Odparłem wymijająco
Choć trafniejsze było by stwierdzenie że nadal tak się czuje, ale przyszedłem bo nie chce ich zawieść.
W sumie to cud że mogę jeszcze ustać na nogach. Gdy wczoraj moje powieki opadły, myślałem że to już koniec, że mnie zabił. A uczucie rozczarowania, które czułem gdy się ocknąłem, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu że tego chce. Chce tej pieprzonej śmierci.
-Zaraz się zacznie -Stwierdził Lou, obracając się na pięcie. -Chodźcie bo się spóźnimy.
Louis zachowuje się dzisiaj dziwnie,  w każdym bądź razie dziwniej niż reszta. Przez całą rozmowę stał trochę z boku i za wszelką cenę unikał mojego wzroku. Zauważyłem też że uważnie ilustruje moją sylwetkę, przez chwile miałem wrażenie że zauważył te wszystkie bandaże i opatrunki, którymi jestem owinięty.
Bez zbędnych komentarzy ruszyliśmy jego śladem.
Sala była wypełniona uczniami i ich rodzinami, naprawdę nie sądziłem że przyjdzie tak dużo ludzi, szczególnie że to dzień wolny zajęć lekcyjnych. Zajęliśmy miejsca przydzielone dla uczestników. Dopiero teraz zaczęła ogarniać mnie trema, od dawna nie występowałem przed publicznością, do tego jestem daleko od szczytowej formy.
Cała uroczystość zaczęła się od przemowy Dyrektora, która trwała o parę minut za długo. Po tym na scenę wkroczył nasz ukochany nauczyciel muzyki, który zaprosił na scenę pierwszą grupę.
Poziom umiejętności był różny, niektórym szło lepiej innym gorzej. Z każdym kolejnym występem denerwowałem się coraz bardziej. Ostatni dzień spędzony z tymi ludźmi, w tej szkole. To będzie ostatnia szansa na powiedzenie tej czwórce jak bardzo ich kocham.
W pierwszym rzędzie dostrzegłem Jaka, który zaciekle i z szerokim uśmiechem naustach opowiadał coś kolegą. Skoro wrócił do szkoł, stało się dla mnie jasne skąd te wszystkie „dziwne'' spojrzenia, już całaklasa, jak nie szkoła wie że jestem chory.
-A teraz zapraszam na scenę grupę o nazwie "One direction".
Rozległ się aplauz towarzyszący kolejnym artystom wywoływanym przez pana Darnisa.
Podnieśliśmy się z krzeseł i ruszyliśmy w stronę sceny, szybkim ale dość niechętnym krokiem, widocznie nie tylko ja jestem tym wszystkim przytłoczony. Na scenie czekało już na nas pięć mikrofonów. Wymieniliśmy między sobą ostatnie niepewne spojrzenia po czym zajęliśmy swoje miejsca. Stałem na jednym z końców, tuż obok Zayna, który zawzięcie próbował wypatrzeć kogoś w tłumie. Uśmiechnąłem się pod nosem i wskazałem Mulatowi, miejsce, w którym siedziała drobna blondynka. Chłopak podziękował mi ruchem warg. Gdy oklaski w miarę ucichły, Niall zaczął grać na gitarze oraz śpiewać swoją zwrotką, piosenki "You and I".  Blondyn starał się nie patrzeć przed siebie, tylko skupić na gitarze. Podobnie zresztą zrobił Liam, gdy jego czysty głos rozbrzmiał w auli skierował wzrok na swoje stopy, tak jakby bał się reakcji publiczności.
Gdy przyszła pora na to bym zaśpiewał refren, zignorowałem w sobie potrzebę, zrobienia tego co Liam i Niall. Śpiewałem patrząc prosto przed siebie z dumnie uniesioną głową, wkładając całe serce w słowa, które opuszczały moje usta. Już zapominałem jakie to wspaniałe uczucie, możliwość stania na scenie, bycie w centrum uwagi. Zapomniałem jak bardzo kocham występować i ile szczęścia mi to dawało, szczególnie że robiłem to z osobami na których mi zależy. Nie chodzi tu tylko o Liama, Zayna i Nialla, ale również moja mamę. To ona pokazała mi co to znaczy żyć muzyką i ile może ona dać człowiekowi. Dla niektórych jest źródłem emocji, dla mnie jest czymś co pomogło mi przetrwać te dwa lata i nie oszaleć. Dla mnie muzyka jest ciszą.
Gdy reszta zauważyła że się nie boje, również przestali ukrywać swoje emocje. Posyłaliśmy między sobą uśmiechy i wiedzieliśmy (a raczej oni wiedzieli) że to jest to co chcą robić w życiu. Ale wtedy zobaczyłem coś co sprawiło że mój głos lekko zadrżał i cofnąłem się o krok do tyłu. Stał na samym końcu sali, lekko przygarbiony, nawet z takiej odległości z łatwością odczytałem to co chciał mi przekazać ruchem warg.
"Złamałeś zasadę, Harry".
Nie wiem dlaczego ale wystraszyłem się tego spojrzenia bardziej niż powinienem. Może to przeczucie? Nie wiem, ale odczułem potrzebę ucieczki.
Dopiero po chwili spostrzegłem że chwieje się lekko, a jego wzrok stał się rozbiegły i taki... taki szaleńczy.
Jest piany. Nie ma już żadnych zachamowań. Nie ważne że przy świadkach, zatłucze mnie z chwilą gdy moja noga zejdzie z sceny.
Nie pozwolę na to.
Nie w tym miejscu.
Nie przy nich.
Spojrzałem przerażony na chłopców którzy waśnie kończyli ostatni wers piosenki.
Byli zbyt przejęci tym co się działo, dostrzec to, że jestem roztrzęsiony. W jednej chwili podjąłem decyzję. Wyciągałem z kieszeni pendaiva i  pieniądze które byłem mu winien wcisnąłem Zaynowi w rękę, po czym szepnąłem mu do ucha.
-Obejrzyjcie, a później idźcie z tym na policję.
Szybko zbiegłem ze sceny zostawiając zdezorientowanych przyjaciół. Dziś rano byłem zanieść swoją rezygnację z pracy, więc dostałem mniejszą wypłatę na ten miesiąc.
Mam szczęście że jest kilka wyjść z tego pomieszczenia. Wybiegłem tym które znajdowało się najdalej od ojca. Biegłem prosto przed siebie, podświadomie wiedząc dokąd zmierzam. Ból nie jest teraz ważny, nic nie jest ważne. Gdy adrenalina zaczęła opuszczać moje żyły zwolniłem znacznie. Nienawidzę biegać, co więcej nie mogę tego robić. Jednak robię to właśnie teraz. Dopiero przy bramie cmentarza całkowicie opadłem z sił. To ostatnie miejsce, które chciałem odwiedzić, zanim wyląduje tu w trumnie. W byłem tu tylko raz w ciągu dwóch ostatnich lat, zaraz po tym jak lekarz wypisał mnie do domu gdy wybudziłem się z śpiączki.  Opadłem bez sił na ławkę przy jednym z wielu marmurowych grobów.
-Przepraszam. -Wyszeptałem patrząc na imię mojej mamy wyryte na tabliczce. -Za wszystko, za to że nie przychodziłem, za to że nie pilnowałem Gemm, że doprowadziłem ojca do tego stanu. To wszystko moja wina, przepraszam mamo. Wiem że to nieodpowiedzialne, ale ja już tak nie mogę. Tego wszystkiego, tych problemów jest zbyt wiele. Mam nadzieje że kiedyś wybaczysz mi to co dzisiaj zrobię.
Podniosłem się na chwiejnych nogach i ruszyłem w stronę wyjścia z cmentarza. Boje się że gdybym został tu dłużej nie potrafił bym odejść. Dosłownie czuje jak opuszczają mnie wszystkie siły. Jeśli teraz zasnę lub zemdleję, zapadnę w śpiączkę, z której mogą mnie obudzić. Nie chce tego. Nie daleko tego miejsca jest most, to tylko jakieś pół kilometra, muszę dać radę tam dojść.
Z perspektywy kierowców którzy mnie mijają, muszę wyglądać na nieźle wstawionego, w sumie tak się czuje. Odetchnąłem z ulgą czując zimno bijące od metalowej barierki na dość wysokim moście pod którym znajduje się przejazd kolejowy. Przynajmniej poszukiwanie ciała nie zajmie im dużo czasu.
-Harry! -usłyszałem za sobą zadyszany głos. -Boże wszędzie cię szukaliśmy! Cmentarz był naszą ostat.... Co ty wyprawiasz?!
Wrzasnął Louis, gdy zacząłem wspinać się na barierkę.
-Londyn jest piękny prawda? -Spytałem wpatrując się w miliony świateł, które razem tworzą panoramowe stolicy Wielkiej Brytanii. -Nie podchodź, nie powinno cię tu być Lou, odejdź błagam.
Rzuciłem, gdy zauważyłem że wyciąga po mnie rękę i podchodzi bliżej.
-Nie odejdę dopóki nie zejdziesz z tej pieprzonej...
Wciągnąłem powietrze, po czym głośno je wypuściłem.
-Przepraszam Lou, ale dla mnie jest już za późno. Kocham was.
Jestem teraz zbyt blisko by się poddać, przykro mi że musisz to oglądać Lou...
Rozłożyłem szeroko ręce, jakby chcąc się wznieść.
Skoczyłem. I ani przez chwilę tego nie żałowałem.
Bo to wreszcie jest koniec.

______________________
Hej oto ja i z ostatnim rozdziałam!
Jeszce tylko epilog :'( 
Trochę szkoda bo nawet lubię to opowiadanie :((((
Mam nadzieję że się podobało :)
 

5 komentarzy:

  1. O, nie :'( Mam łzy w oczach i jestem bliska płaczu. Jeszcze tylko epilog? Dlaczego? Boże... Tak mi smutno przez to i to, co zrobił Harry :( Czekam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie, co z wami?! Takie piękne opowiadanie i nie dodajecie komentarzy?

      Usuń
  2. Cuuuuudoooooo...
    ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. CO ?! Harry.....jak mogłeś skoczyć....no jak ?! No dobra.....płaczę. To opowiadanie jest cudowne...
    Szkoda że tylko epilog został.....
    Kochana....jesteś wspaniała :')

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy epilog? Boże, ryczę :'(

    OdpowiedzUsuń