Proszę komentujcie!
Praktycznie przez całą sobotę nie wychodziłem z swojego
łóżka, pouczyłem się trochę, posłuchałem muzyki i myślałem nad tym czy jednak
iść na te korepetycje z Louisem, czy sobie odpuścić. Boje się że po wczorajszej
akcji nie będzie chciał mnie widzieć.
W końcu wstałem z łóżka, nie tyle z własnej woli, co
skłonił mnie do tego burczący brzuch, domagający się jakiegokolwiek posiłku.
Nie zdziwił mnie widok pustej lodówki, już dawno miałem iść na zakupy, ale
zawsze było coś ważniejszego do zrobienia. Teraz nie mam już wyboru, ubrałem
się szybko, spróbowałem ogarnąć włosy (z marnym skutkiem) i ruszyłem do drzwi.
-Gdzie idziesz? -Podskoczyłem przerażony na dźwięk głosu
ojca. Byłem święcie przekonany że nie ma go w domu, zresztą jak zwykle w
weekendy.
-Do sklepu. -Odpowiedziałem i szybko opuściłem
mieszkanie, celowo pominąłem to, że mam zamiar odwiedzić przyjaciela, bo raczej
by mu się to nie spodobało.
Idąc w stronę super marketu wyciągnąłem portfel by
sprawdzić ile pieniędzy mi pozostało z poprzedniej wypłaty, gdyż tego
miesięczna została prawie w całości zagarnięta przez ojca.
37£ . To na pewno nie wystarczy by kupić jedzenie, a co
dopiero opłacić rachunki. Do następnej wypłaty zostały mi ponad tygodnie.
Wole nie myśleć o tym jak zareaguje ojciec, gdy wrócę do
domu bez jedzenia, lub co gorsza odłączą nam prąd i telewizor.
Wzdrygnąłem się na samą myśl, tego co ten człowiek mógł
by mi zrobić.
Do głowy przyszło mi tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Pożyczyć
od któregoś z chłopaków, choć nie za bardzo podoba mi ten pomysł, nie mam
innego wyjścia. Dopiero co na nowo zaczynają mi ufać, nie chce tego
zaprzepaścić.
Z głośnym westchnieniem, ruszyłem w stronę centrum.
Nie mogę pożyczyć tych pieniędzy od Liama i Louisa, bo i
tak są zbyt podejrzliwi. Z tego co pamiętam Niall wszystkie swoje oszczędności odkłada
na studia. Więc zostaje mi Zayn. Chłopak mieszka w samym centrum Londynu,
dotarcie tam metrem zajęło mi pół godziny. Stojąc pod jego drzwiami, zwątpiłem
w to czy to aby na pewno dobry pomysł. Gdy już chciałem odejść, drzwi się
otworzyły i stanęła w nich mama mojego przyjaciela. Miała na sobie kurtkę i
buty, więc pewnie gdzieś wychodziła.
-Harry słonko! Jak ja cię dawno nie widziałam.
Odwzajemniłem jej uśmiech i również się przywitałem.
-Mnie również miło znów panią widzieć.
Gestem dłoni zaprosiła mnie do środka. Nie mając już
większego wyboru przekroczyłem próg mieszkania.
-Zayn jest u siebie, pamiętasz gdzie jest jego pokój,
prawda?
Gdy siknąłem głową, kobieta pożegnała się i opuściła
swoje mieszkanie.
Rozejrzałem po pomieszczeniu w którym się znajduje. Niewielki
przedpokój, podobnie tak jak całe
mieszka nie utrzymany w jasnych barwach. Wszędzie jest pełno kwiatów i zdjęć. Uśmiechnąłem
się gdy na jednym z nich rozpoznałem siebie i Zayna w wieku 9 lat. Na fotografii
siedzieliśmy obok siebie szczerząc się głupkowato do obiektywu. Było dzień
urodzin Zayna, mieliśmy twarze umazane tortem czekoladowym i kolorowe czapeczki
na głowach.
Pokój Zayna znajduje się na samym końcu korytarza.
Zapukałem cicho, ale nie usłyszałem odpowiedzi, uchyliłem lekko drzwi i
zajrzałem do środka. Chłopak siedział przy swoim biurku, plecami do drzwi. Wyglądał
na skupionego nad tym co robi. Podszedłem bliżej i zajrzałem mu przez ramie.
Zawsze pięknie rysował, ale to co robi teraz przekracza ludzkie pojęcie, gdybym
nie widział, jak przesuwa ołówkiem po kartce, pomyślał bym że to fotografia.
Tym bardziej że osoba, którą rysował jest mi dobrze znana. Perrie Edwars,
wnuczka sąsiadki, która zajmował się Gemmą. Dziewczyna jest naprawdę urocza,
przez co Gemm ją uwielbiała.
(niżej link to strony na, której znalazłam ten piękny rysunek)
-Perrie będzie zachwycona jak to zobaczy. -Stwierdziłem
kładąc mlutowi rękę na ramieniu.
Chłopak podskoczył zaskoczony, a ołówek wypadł mu z dłoni
i poturlał się gdzieś pod biurko.
-Boże, Hazz!!! Chcesz bym zawału dostał? -Powiedział
kładąc rękę na sercu.
Zaśmiałem się cicho, siadając na jego łóżku.
-No to jak? -spytałem.
-Co jak?
Rzuciłem mu wymowne spojrzenie.
-Zamierzasz dać jej ten rysunek?
Jego policzki momentalnie poczerwieniały, jednak odwrócił
głowę by to przede mną ukryć.
-Oczywiście że nie. -mruknął pod nosem. -Wyśmiała by
mnie.
Uniosłem do góry brwi.
-Perrie? -Spytałem z niedowierzaniem. -Byłaby zachwycona.
-Znasz ją? -Spytał nieśmiało Zayn, co w ogóle do niego
nie pasuje.
Perrie nie chodzi do naszej szkoły. Uczęszcza do palcówki
mieszczącej się na naszym osiedlu. Alkohol, fajki i narkotyki, są tam tak
powszechne że nauczyciele przestali zwracać na nie uwagę. Przynajmniej tyle
wiem z tego co opowiadała mi sama Perrie.
-Jest wnuczką mojej sąsiadki. W sumie sama mieszka dwa
bloki dalej. -Powiedziałem wzruszając ramionami. -A ty?
-Chodzimy na te same zajęcia do szkółki artystycznej,
niestety są tylko w raz w tygodniu. -Stwierdził, wyraźnie zasmucony tym faktem.
Szybko jednak zmienił temat.
-To... czemu zawdzięczam twoją wizytę?
Skrzywiłem się na samą myśl o tym, dlaczego się tu
znalazłem.
-To nie jest aż tak ważne... To może ja już pójdę...
Zacząłem wstawać, ale pociągnął mnie z powrotem na
miejsce.
-Mów. -Rzucił groźnym tonem, który przyprawił mnie o
ciarki.
Spuściłem wzrok na swoje stopy.
-Potrzebuje pieniędzy. -Powiedziałem cicho, po czym
spojrzałem mu w oczy, a gdy dostrzegłem w nich nie pewność, dodałem. -Oddam gdy
tylko dostanę wypłatę.
Zayn pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Bardziej martwi mnie to, po co ci ta kasa.
Kłamstwo, które mu sprzedałem miałem już gotowe od
dłuższego czasu, co wcale nie pomogło w uśpieniu moich wyrzutów sumienia.
-Jak zapewne pamiętasz, ktoś mnie napadł, w portfelu
miałem wszystkie swoje oszczędności i teraz, tak jakby nie mam co jeść.
Przetarłem bezradnie ręką z tyłu głowy, Zaynowi natomiast
oczy rozszerzyły się w szoku.
-Cholera -Zaklął pod nosem. -Nie mogłeś tak od razu???!
Otworzył jedną z szuflad biurka i podał mi kilka
banknotów.
-Mam tylko 240£ ale mogę...
Nie dałem mu dokończyć, bo rzuciłem się mu na szyję.
-Dziękuje. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, życie
mi ratujesz.
Zaśmiał się cicho i odwzajemnił uścisk.
-Tak swoją drogą, nie powinieneś mieć teraz zajęć z Lou?
Odsunąłem się od niego szybko i sprawdziłem godzinne w
telefonie. Odetchnąłem z ulgą, widząc że mam jeszcze trochę czasu.
-Dopiero za godzinę, ale lepiej będę się już zbierać.
-Czekaj odprowadzę cię i tak miałem iść dzisiaj do Liama.
Zanim opuściliśmy jego pokuje, chłopak zgiął swój rysunek
na pół i wrzucił do kosza.
Dopiero gdy byliśmy przy drzwiach wyjściowych, wpadłem na
genialny, szalony, ale z drugiej strony głupi pomysł.
-Chyba zostawiłem u ciebie telefon, zaraz wracam.
Gdy Zayn skinął głową, cofnąłem się do jego pokoju, wyciągnąłem
z kosza jego prace i schowałem w swojej torbie.
-Kiedyś mi za to podziękuje. -Szepnąłem do siebie,
zamykając za sobą drzwi jego pokoju.
Szybko dołączyłem do Malika, który czekał na mnie na
zewnątrz.
Po drodze do domu Louisa, gadaliśmy głównie o
poniedziałkowym występie.
-Nie ma szans, nie wyjdę na tą scenę.
Zaśmiałem się pod nosem. Dla odmiany ja nie stresuje się prawie
wcale. Teoretycznie powinno być na odwrót.
-Nie będzie aż tak źle, będą tylko uczniowie, nauczyciele
i co najwyżej kilkoro rodziców.
Nie wyglądał jakby go to uspokoiło, jednak posłał mi
lekki uciech.
Ostatnie kilka przecznic, musiałem przejść sam, gdyż Zayn
skręcił w stronę domu Liama.
Będąc już pod miejscem zamieszkania chłopaka, który
wywołuje u mnie dziwne uczucia, zadzwoniłem dzwonkiem. Drzwi otworzyła mi kobieta
w średnim wieku, krótkie rudawe włosy zaczesane ma na bok, a oczy mienią się
blaskiem praktycznie identycznym do tego który widuje w oczach Louisa. Mama
mojego przyjaciela posłała mi ciepły uśmiech.
-Louis jeszcze śpi, wrócił dopiero rano, ale może uda ci
się go obudzić.
Skinąłem grzecznie głową gdy wpuściła mnie do środka. Ściągnąłem
buty w przedpokoju i skierowałem się w stronę
właściwego pokoju. Uchyliłem delikatnie drzwi i wszedłem do pomieszczenia,
Louis leżał rozłożony, praktycznie na całej długości swojego łóżka, kołdra
leżała praktycznie na ziemi, no może oprócz tego skrawka który zakrywał jego
lewą nogę. Przygryzłem wargę, widząc jego wysportowane ciało. Że też ten idiota
musi spać w samych bokserkach. Ten widok na pewno nie pozwoli mi spać przez
wiele nocy. Jeśli mam być szczery, to gdybym miał wybór to wcale bym go nie
budził, bo jakby to ująć... wygląda po prostu uroczo. Ale niestety nie mamy
wieczności. Podszedłem bliżej i z bólem serca potrząsnąłem stanowczo ramieniem
śpiącego chłopaka,
-Louis! -Powiedziałem dość głośno. -Louis wstawaj!!!
Zupełnie mnie zignorował, przewracając się na drugi bok.
-Źle to robisz. -Odezwał się ktoś za mną, gdy się
obróciłem dostrzegłem w drzwiach jedną z bliźniaczek, ale nie mam pojęcia
którą.
-Jestem Daisy- Powiedziała dziewczynka jakby odczytując
moje myśli.
Daisy stanęła obok mnie i nachyliła się w stronę śpiącego
brata. Chyba żaden z nas nie był przygotowany na to jaką skale głosu posiada
dziesięciolatka. Krzyknęła tak głośno, że mam prawo podejrzewać że całe osiedle
ją słyszało...
-LOOUUUU TWÓJ CHŁOPAK PRZYSZEDŁQQQ. -Zakrztusiłem się
słysząc jak zaakcentowała słowo "chłopak". Co nie dziwne Louis
praktycznie odrazu zerwał się na nogi, rozejrzał się po swoim pokoju, a gdy
dostrzegł mnie zarumienił się. Daisy natomiast wykorzystała nasze zmieszanie i
ulotniła się.
-Co tu robisz?-Spytał unikając mojego wzroku, i jak gdyby
nigdy nic zaczął ścielić swoje łóżko.
-Jest sobota, kilka minut po 4 pm. Matma, pamiętasz?
-Spytałem siadając przy biurku, na krześle obrotowym.
Stanął w miejscu jak wryty, i wydawało mi się że
usłyszałem jak mówi "Cholera, jak mogłem zapomnieć".
-Przepraszam Hazz... -Zaczął już głośno, odwracając się
do mnie przodem. -Ja..
Nie dałem mu się tłumaczyć, tylko zbyłem go machnięciem ręki.
-Nic się przecież nie stało, a teraz lepiej idź się
ubierz.
Słysząc co powiedziałem, chłopak poczerwieniał jeszcze
bardziej. Z tych nerwów, kompletnie zapomniał że stoi przede mną praktycznie
nagi. Chociaż nie powiem, podoba mi się ten widok. ale nie chce by coś sobie o
mnie pomyślał.
Gdy chłopak wrócił z toalety już w pełni ubrany,
usiedliśmy na podłodze i zaczęliśmy przeglądać tematy, których Louis musi się jeszcze
nauczyć. Tematu jego siostry i jej słów, żaden z nas nie poruszył, matematyka
skutecznie zaprzątała nasze głowy by żaden z nas nie miał czasu nawet pomyśleć
jak zacząć tą rozmowę.
-Nienawidzę matmy. -Stwierdził Louis po raz chyba XRRD od
rozpoczęcia wspólnej nauki. A ja jak za każdym razem gdy to powiedział,
zabrałem się za dokładniejsze wytłumaczenie o co w tym chodzi. Nie jest taki
głupi z matmy jak się wydaje, trochę mało kapujący, ale jak mu dokładnie coś
wytłumaczyć to daje radę.
-Mam dość. -Uznał po blisko godzinie ślęczenia nad
książkami i wcale się mu nie dziwie, mnie również liczby zaczęły się powoli
mieszać. -Chcesz coś do picia?
Spytał odrzucając podręcznik na bok i nim zdążyłem w
ogóle zastanowić się nad odpowiedzą, zaczął podnosić się z twardej podłogi. Niestety,
pach chciał, że chłopak zaplątał się o własne nogi, później dodatkowo potknął o
moją książkę. W wyniku czego upad na mnie, przygniatając mnie do podłogi. Gdy uniósł
się na rękach by odciążyć mnie z swojego ciężaru i wstać, spojrzał mi w oczy.
Po tylu godzinach unikania się wzajemnie, nie mogłem oderwać od niego oczu.
Uważnie studiowałem każdy skrawek jego twarzy. Czas się dla mnie zatrzymał, nie
liczyło się nic oprócz ciepła bijącego od jego ciała i jego warg, które z każdą
sekundą wydawały się być coraz bliżej. Czułem jego ciepły oddech na swoim
policzku, a e jego rozpoznałem emocje, które nigdy nie powinny zaistnieć, ale
teraz to nie ma znaczenie, liczy się tylko jego bliskość, to że zaraz mnie
po...
-Louis możesz mi... -Cały czar prysł, razem z pojawieniem
się w pomieszczeniu jednej z jego sióstr (chyba Fizzy), widząc nas w
dwuznacznej pozycji, poczerwieniała i błyskawicznym tempie zatrzasnęła za sobą
drzwi. Dopiero trzask, przywrócił w nas trzeźwość myślenia, odsunęliśmy się od
siebie na dobry metr, zarówno moje jak i jego policzki pokryły się lekkim
rumieńcem, żaden z nas nie potrafił wykrztusić z siebie żadnego logicznego
słowa na wytłumaczenie tej sytuacji, tak więc zapadła między nami niewygodna
cisza.
-Chyba powinienem już iść. -Powiedziałem słabym głosem,
nie mogąc już wytrzymać tego milczenia, zacząłem niechlujnie wrzucać zeszyty do
torby, po czym szybko opuściłem pokój chłopaka. Nie powiem, że nie zabolało
mnie milczenie z jego strony.
Byłem tak pochłonięty swoimi myślami, że nie zauważyłem
siedzącej w salonie matki chłopaka.
-Już idziesz? -Spytała wyraźnie zasmucona. -Myślałam że
zjesz z nami kolację.
Posłałem jej przepraszający uśmiech.
-Przykro mi, ale muszę Jeszce zrobić zakupy, tata ma mnie
czeka.
Skinęła głową na znak że rozumie i uśmiechnęła się
ciepło.
Opuściłem dom Tomlinson, i szybkim tempem, zacząłem
kierować się w stronę przystanku autobusowego. Po tym co się wydarzyło chce jak
najszybciej znaleźć się w swoim łóżku. Dopiero teraz dotarło do mnie że to nie
powinno się nigdy wydarzyć. Było zbyt blisko. Przecież on nie może się we mnie zakochać.
Jestem "naznaczony", zepsuty przez ojca, jakakolwiek relacja z
Louisem idąca w tę stronę nie może skończyć się dobrze, i chociaż nie wiem
jakbym tego nie pragnął, nie mogę się w nim dalej zakochiwać, ani tym bardziej
pozwolić by odwzajemnił to uczucie. To będzie tak cholernie boleć.
Byłem głupi, przez te kilka krótkich sekund myśląc, że
jednak zasługuje na to by ktoś mnie pokochał.
Chłodne powietrze nadal nie mogło uspokoić
przyspieszonego bicia mojego serca, które bynajmniej nie jest spowodowane
chorobą. Opadłem na ławkę przy przystanku, następny autobus mam dopiero za 7
minut.
Większość ludzi, którzy mnie mijali, nie zwrócili
najmniejszej uwagi na zgarbionego nastolatka o pustym wzroku, siedzącego
samotnie na brudnym przystanku. Oni mają cel i nadzieje, nie poddają się na
pierwszym lepszym zakręcie swojego życia. Ale przecież nie oczekuje od nikogo
że mi pomoże. To mój wybór, że siedzę teraz na tym przystanku, rozżalając się
nad własnym życiem. Jestem do kitu. Zamiast działać i coś zrobić siedzę tu i
nie potrafię powiedzieć jednego głupiego słowa.
Pomocy.
Nie chce egzystować.
Chce żyć, bez cierpienia, bez bólu, bez kłamstw, bez
swoich słabość i słabej psychiki.
Z jednej strony ludzie mają styczność z tymi problemami
co chwile, ciągle zadają sobie pytanie "dlaczego mnie to spotyka?".
Problem tkwi w tym że niektórzy po prostu zbyt łatwo się poddają, są zbyt
ulegli i boją się tego że może być jeszcze gorzej. Aż pewnego dnia budzą się na
samym dnie i nie są już w stanie zapanować nad własnymi emocjami. Stan nazywany
przez psychologów depresją. I wiecie co? Chyba od jakiegoś czasu tkwię w tym
bagnie. Ale myślę że domyśliliście się już jakiś czas temu.
Gdy wsiadałem do autobusu mimowolnie obejrzałem się przez
ramię, skarciłem się natychmiast gdy przeszedł przeze mnie cień żalu, że Lou
jednak za mną nie pobiegł.
Ubrałem słuchawki i odpłynąłem, wsłuchując się w mocne brzmienia
basu. Tego mi było potrzeba, mocnego brzmienia które wyłączy u mnie funkcje
"przemyślenia". W tej chwili racjonalne myślenie jest czymś co bym
oddał i jeszcze dopłacił. Każda wolna chwila, każdy czas spędzony w samotności,
jest kolejnym gwoździem do trumny, na której zresztą i tak kończy się
miejsce...
Wysiadłem dwa przystani wcześniej, by wstąpić do
supermarketu. Kpiłem w sumie tylko kilka najpotrzebniejszych produktów, gdybym
kupił więcej i tak zniknęło by to w nie więcej niż trzy dni. W poniedziałek pójdę
popłacić rachunki i jakoś będziemy musieli pociągnąć do wypłaty.
Zaledwie parę dni, tylko tyle by zwrócić Zaynowi dług i
wtedy to chyba będzie już koniec.
Uśmiechnąłem się nieświadomie na samą myśl. Ludzie mówią
że samobójcy to egoiści, ale to nie prawda, ludzie z ogółu są egoistami, taka
jest nasza natura. Człowiek potrafi być bezinteresowny, lecz to nie znaczy że
nie patrzy w głównej mierze na siebie. W takim razie, dlaczego ktoś ma za mnie podjąć
decyzje o tym, czy chce żyć czy nie. Oczywiście że boje się zostawić moją siostrę,
babcie i chłopaków, ale zaszedłem już za daleko. Jakby to powiedziała mama?
"Zrobiłam więcej niż, było ode mnie wymagane i jestem szczęśliwa."
Moja rola dobiega końca, czas pokarze co będzie dalej.
-Hej Harry! -Obejrzałem się i ujrzałem niską blondynkę o
szerokim uśmiechu.
-Cześć Parrie. Dawno cię nie widziałem. -Odpowiedziałem
posyłając jej lekki uśmiech.
Perrie jest moją sąsiadką, a w sumie wnuczką sąsiadki,
która z chęcią zajmowała się Gemmą gdy ja pracowałem. I jest chyba jedyną w miarę
dorosłą osobą (poza mną) z którą Gemma świetnie się dogaduje.
-Co słychać u Gemm? -Spytała lekki wymuszonym, wesołym
tonem.
Posłałem jej smutny uśmiech.
-Tęskni za domem, ale za jakiś czas się przyzwyczai.
-A ty? Radzisz sobie z nim? -Zadała kolejne pytanie,
ostrożnie patrząc mi w oczy.
Skrzywiłem się lekko, ściany w blokach są bardzo ciężkie,
nie dziwne więc że wie o tym o się dzieje. Jednak nikomu nie powie, osoba która
tu mieszka, lub wychowuje od małego, wie że temat tego co dzieje się za
zamkniętymi drzwiami to temat tabu i nie należy go poruszać, a tym bardziej
zgłaszać na policje.
-Jest w porządku. -powiedziałem tylko i postanowiłem
zmienić temat. Wyciągnąłem z torby kartkę i podałem blondynce. -To od mojego
przyjaciela, sam bał ci się to dać.
Niepewnie chwyciła rysunek i rozłożyła, gdy zobaczyła co
narysował Zayn, oczy rozszerzyły jej się w szoku, a na ustach zawitał ciepły, rozczulający
uśmiech.
-Dziękuje Harry, jutro podziękuje za to Zaynowi. -Rzuciła
przez ramie i odszedł w podskokach tak jakbym dał jej coś naprawdę wyjątkowego.
Uśmiechnąłem się pod nosem i
ruszyłem w stronę swojego domu.
Obrazek z strony http://weheartit.com/entry/group/71415491
Cudny, czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńZdaje sobie sprawę, że to może być irytujące, ale kiedy next? Zakochałam się w tym ficu i doczekać się nie mogę :D Weny życzę
Usuńnie przeszkadza mi kiedy ktoś tak pisze XD to znaczy że się podoba, co mnie bardzo cieszy, następny rozdział pojawi się max do niedzieli <3
UsuńJest trochę Larry'ego. :D Czekam na następny rozdział. Zapewne będzie niemniej cudny niż ten <3
OdpowiedzUsuńTen rysunek był podpisany czy po prostu Perrie się domyśliła?
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście świetny i nie mogę się doczekać następnego,swoją drogą kiedy będzie?
A najlepszy ten fragment jak pożyczał kasę od Zayn'a(pewnie się spodziewałaś,że to z Louis'em,ale jak już wspominałam nie jestem fanką Larry'ego,ani Zialla,ani tych innych więc...)
Jestem w 3/4 pisania kolejnego rozdziału, ciesze sie że się podoba! I dziekuje ze komentujesz :) co do Larre'ego, raczej wątpie że dam rade rozwinąĆ ten wątek więc na luzie XD
Usuń