poniedziałek, 1 czerwca 2015

thirteenth story (Story Of My Life)



Przeczytałeś, skomentuj wystarczy zwykły " :) " chce po prostu wiedzieć czy się wam podoba  

 

"Mówią, że muszę się nauczyć zabijać zanim będę mógł poczuć się bezpiecznie
Ale ja wolał bym się zabić, niż stać się ich niewolnikiem
Czasem odnoszę wrażenie, że powinienem iść i igrać z burzą.
W jakiś sposób po prostu nie chcę stać i czekać na cud."
                                                                                   Rasmus "In The shadows"


Ruch w kawiarni był dziś niewielki, dlatego miałem okazję dokończyć książkę którą ostatnio znalazłem w swojej szafce. Nie była zbyt ciekawa, ale idealnie zapełniła mi lukę czasową, choć w tym wypadku nie wiem czy to dobrze, czy nie. Ostatnio coraz bardziej boje się wracać do domu. To znaczy, boję się od dwóch lat, ale jeszcze nie dawno miałem powód by tam wracać, a teraz? Nie mam nic co trzymało by mnie przy ojcu. Ale jednak, nadal mam wrażenie że o czymś zapomniałem. Nie chce tego czuć umierając.
-Podwieźć cię? -Spytał Michael, gdy byłem w połowie drogi do drzwi.
Jedynie pokręciłem przecząco głową.
-Nie, przejdę się, ale dzięki za propozycje. -Posłałem mu lekki uśmiech, pomachałem dziewczyną, które kończyły zamiatać podłogę i opuściłem lokal.
Od razu uderzyło we mnie zimne powietrze, wywołując gęsią skórkę na mojej skórze. Ale co się dziwić, zima zbliża się wielkimi krokami, a ja paraduje w wiosennym płaszczu. Naprawdę odpowiedzialne Styles, ale chyba możecie się domyślić z jakiego to powodu nie zainwestowałem w nową, ciepłą zimową kurtkę.
Mimo późnej pory, ulice Londynu wciąż tętnią życiem, większość mijanych prze zemnie ludzi, to trochę już podpite nastolatki. Jednak taki stan rzeczy szybko się zmienia, uczniowie szkół średnich zmieniają się z jakimiś i menelami, gdy jestem coraz bliżej mojego osiedla. Miejscowe dresy posyłają mi złowieszcze spojrzenia, przez co mimowolnie przyspieszam kroku. Nienawidzę tego miejsce, uczucia że lada chwila ktoś może cię dźgnąć nożem, a żaden z mieszkańców nie zwróci na to najmniejszej uwagi. Szybciej niż bym tego chciał znalazłem się pod drzwiami mieszkania.
Otworzyłem drzwi, poczułem ostry zapach połączenia, dymu papierosowego i alkoholu, czyli nic nowego. Wkroczyłem do środka, i trochę zbyt głośno zatrzasnąłem drzwi. Już wiedziałem że będę tego żałował.
-Harry?! -Donośny głos rozszedł się echem po pomieszczeniu.
Przez chwile rozważałem ucieczkę, ale to nic nie da, zajdzie mnie i pobije tak że prawdopodobnie do końca życia nie wstanie z łóżka.
Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech, i ruszyłem w stronę salonu. W przypływie chwili, wyciągnąłem telefon i włączyłem dyktafon. Już od jakiegoś czasu zaczynam gromadzić dowody. Nagrania, zdjęcia, w sumie wszystko co wskazuje na to co się dzieje w tym domu. Cały czas mam nadzieje że, kiedyś w końcu pokonam w sobie ludzkie uczucia do mojego "taty" i odważę się pójść z tym na policje. Ale teraz, gdzieś głęboko wieżę że on taki nie jest, że to alkohol go zmienił i że może jeszcze być tak jak dawniej.
Ale coraz częściej łapie go na tym że znęca się nade mną nawet bez wpływu alkoholu. Przykładem jest dzisiejszy ranek.
Już nie wiem. Nie wiem czy bardziej go kocham, czy nie nawiedzę.
Jestem tylko pieprzonym nastolatkiem, który gubi się w własnych uczuciach.
Nie chce wpakować osoby, która kiedyś była mi tak bliska do więzienia.
Z drugiej strony, nie mam wyjścia, bo nie mam pojęcia co zrobi gdy mnie zabraknie.
Co jeśli odnajdzie Gemm i to na niej się zemści?
Nie mogę do tego dopuścić.
Wszedłem w wąski krąg światła padający z lampy stojącej w rogu pomieszczenia. Mój ojciec siedział na kanapie i posyłał mi kpiący uśmiech.
Jego miodowe oczy iskrzyły niebezpieczeństwem. A po uśmiechu poznałem że czeka mnie coś o wiele gorszego niż to co zrobił rano.
Odruchowo zrobiłem krok do tyłu, karcąc się za to że nie uciekłem gdy miałem na to okazję.
Niestety Paul był szybszy. Zacisnął swoją dłoń na moim nadgarstku i jednym ruchem do siebie przyciągnął. Krzyknąłem cicho uderzając o oparcie kanapy. Upadłem dość nie fortunie bo ból, od uderzenia w głowę powrócił.
Przytrzymał mi nadgarstki nad głową tak bym nie mógł się wyrwać.
-Nawet nie próbuj się wyrywać Hareh. -Szepnął mi do ucha, a ton jakim to powiedział, sprawił że po ciele przeszły mi dreszcze. -Nie mam nastroju na użeranie się z tobą, więc rób co mówię.
Dodał już głośno, po czym z premedytacją uderzył mnie w obolały brzuch. Cudem udało mi się stłumić krzyk, jednak potrafię zatamować napływających do oczu łez. Przez zaszklone oczy zauważyłem jak wsuwa rękę pod moją koszulkę. Na jego usta wstąpił chytry uśmiech gdy zamiast skóry wyczuł bandaż. Nagle uścisnął mocno skórę pod moim prawym żebrem. Zachłysnąłem się powietrzem, nie spodziewałem się tego.
 Mam wrażenie że największą przyjemność czerpie z sprawiania mi bólu, moich krzyków i tego jak cierpię.
Widząc moją reakcje, kontynuował czynność, tyle że tym razem z zdwojoną siłą. Tak bardzo skupiłem się na, zadawanym bólu, że nie zauważyłem gdy drugą ręką rozpoił rozporek moich jeansów i zaczął je zsuwać z moich nóg.
Nie mam siły uciekać, moje kończyny są zbyt ciężkie, a może to ja jestem zbyt słaby?
-Wiesz że to wszystko twoja wina? -Spytał nagle, cofając rękę z mojego trustu. -Mogłeś uniknąć takich sytuacji, choć teraz nie żałuję że to jesteś ty.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem i przerażeniem teraz jestem pewien, że nie powstrzymał by się nawet w stosunku do Gemmy.
-Ona maiła tylko 5 lat. -Spytałem słabym, wypartym z emocji głosem. -Dlaczego robisz to swoim własnym dzieciom? -Spytałem w nagłym przypływie odwagi.
Jego sadystyczny uśmiech, na długo zapadnie mi w pamięci, i jestem więcej niż pewien że to przez niego będę się budzić w środku nocy, zalany potem.
-Co do twojej siostry, masz rację. Ale ty to co innego, nieprawdaż?
W tym monecie poczułem ostry ból i niechcianą obecność w sobie. Nie krzyknąłem mimo iż naprawdę chciałem, nie dam mu tej satysfakcji.
-To. Przez. Ciebie. Ona. Nie. Żyje.
Mówił to, a z każdym słowem wchodził we mnie coraz mocniej, brutalniej. W końcu nie wytrzymałem a z mojego gardła wydobył się krzyk połączony z szlochem.
-Przepraszam. -Zacząłem szeptać zachrypniętym głosem, po postu chciałem by przestał, by ten koszmar się skończył. -Przepraszam, przepraszam...
Nic to nie dało. Jedyny efekt to uderzenie w twarz.
W twarz,
Nigdy wcześniej nie uderzył mnie w to miejsce. Był zbyt ostrożny, by uderzać mnie w widoczne miejsca. Ostatnio to zrobił, ale tego dnia mój policzek był już naznaczony przez Jaka.
Miejsc w które uderzył pulsowało tępym bólem, ja jestem zbyt przerażony i sparaliżowany by coś powiedzieć.
Z mojego gardła nie wydobył się już żaden dźwięk. Wzrok miałem skierowany w sufit. Czuje się taki... pusty. Jak zwykła marionetka. A ojciec jest osobą, która pociąga za moje sznurki.
Z tego transu wybudziłem się gdy ból jaki sprawiał mi Paul przybrał na sile. Jego obleśnie jęki głucho odbijały się po cichym mieszkaniu. W końcu doszedł, wydając z siebie dźwięk rozkoszy, a mnie wypełniła nieprzyjemna mazi. Wyszedł ze mnie jednak, a jedyne co po sobie to nieprzyjemny pulsujący ból.
Stanął nade mną, a z jego oczu aż biła nienawiść.
-To twoja kara Harry. Musisz cierpieć, tak jak cierpiała Ann, gdy umierała. Tak jak cierpi Gemma po stracie matki. I tak jak cierpię ja po stracie miłości mojego życia. Gdybyś tylko to ty wtedy zginał, a nie ona...
Nie dokończył, jedynie pokręcił głową z pogardą i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samego sobie.
Nie ruszyłem się nawet o centymetr, nadal wlepiając pusty wzrok w szarawy sufit.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów.
Zniszczyłem im życie. To wszystko moja wina i dobrze o tym wiem. Choć wciąż są osoby, które sądzą inaczej. William wiele razy powtarzał mi że, to nie moja wina że mama nie żyje. Że to był zwykły przypadek. Że mogła nie odbierać telefonu, wtedy nie straciła by kontroli nad pojazdem. Ale prawda jest taka, że tego dnia mogłem iść piechotą na te lekcje, mogłem też nie podawać jej tego telefonu. Ojciec ma racje że to ja powinienem zginąć, ale nawet mimo tego jego słowa mnie zabolały i to bardzo.
Nawet bez jego pomocy, dręczą mnie wyrzuty sumienia, on jedynie dolewa oliwy do ognia.
Mam ochotę krzyczeć z bezradności, ale moje gardło i tak jest w opłakanym stanie.
Pogrążony w rozpaczy, nawet nie wiem kiedy powieki mi opadły, a widok obskurnego salonu, zastąpiła czerń.
Mój słaby sen, został przerwany przez dźwięk telefonu. Otworzyłem zaspane oczy, podnosząc się z niewygodnej kanapy. Jest mi cholernie zimno, co nie jest dziwne skoro leże pół nagi w słabo ogrzewanym mieszkaniu. Spróbowałem się podnieść by sięgnąć po telefon, który wciąż znajduje się w tylnej kieszeni moich spodni. Jednak gdy tylko stanąłem na nogi, naszedł mnie odruch wymiotny. Zignorowałem dzwoniące urządzenie i w miarę swoich możliwości, szybko pognałem do łazienki.
Z przerażeniem zauważyłem że wymiotuję krwią. Pulsujący ból ogarnął mój umysł, oparłem się o łazienkową ścianę nie mogąc ustać na nogach. Świat zaczął niebezpiecznie wirować. Dosłownie czuje jak opuszczają mnie siły życiowe. Już wcześniej to czułem, a konkretnie wczoraj rano. Wśród całego bólu jaki odczuwam, nie zauważyłem że moje serce nie tyle boli, kuje. Ostatkiem sił dźwignąłem się na nogi, szybko przepłukałem usta i wziąłem szybki prysznic, chce się uwolnić od tego brudu jaki pozostawił po sobie ojciec, nim stracę świadomość. Szoruje się, mimo tego że wiem, że nic to nie da. Zostałem naznaczony, "zły dotyk" nigdy nie da o sobie zapomnieć.
Są osoby, które po jednorazowym gwałcie, nie potrafią znów stanąć na nogi. Nie dziwie im się, to jedna z najgorszych rzeczy jaka może przytrafić się człowiekowi. Ja ten koszmar przeżywam już ponad 2 lata, a z każdym dniem jest coraz gorzej. Za każdym razem boli tak, samo, jak nie mocniej. Przecież jestem tylko dzieckiem. Powinienem cieszyć się życiem, tymczasem chce je jak najszybciej skończyć.
Z swojej nocnej szafki, wyciągnąłem przepisane mi przez Willa leki.
Sytuacje takie jak wczorajsza i ta z dzisiaj, gdy moje serce daje o sobie znać, nie zdarzałoby się gdybym regularnie brał lekki, czyli rano i przed snem.
Chociaż ciekawe co by się stało gdybym nie wziął tych tabletek. Umarł bym od razu, czy znów zapadł bym w śpiączkę. Przez chwile wpatrywałem się w białe kapsułki, które spoczywały w mojej dłoni. Z tego dziwnego transu wyrwał mnie dźwięk telefonu, który nadal leżał w salonie. Znów spojrzał na swoją dłoń i szybko połknąłem tabletki.
Nie mogę zostawić chłopaków na kilka dni przed występem.
Nie mogę też pozwolić by ojciec, był na wolności gdy ja będą leżeć w szpitalu lub martwy.
Gdy wszystko w miarę wróciło do normy, przebrałem się w świeże ciuchy, zgarnąłem do torby potrzebne książki i ruszyłem po telefon, który zdążył już ucichnąć. Na szczęście ani w kuchni, ani w salonie nie zastałem taty. Ruchem palca odblokowałem ekran, wyświetliła mi się informacja o 15 nieodebranych połączeniach. Już miałem go schować do kieszeni, gdy znów się rozdzwonił. Ta sytuacja jakoś dziwnie przypomina tą z wczoraj, jeśli teraz odbiorę, na pewno mi nie odpuszczą i nim zdążę wyjść, będą czekać pod drzwiami. Dlatego też odrzuciłem połączenie od Zayna, włożyłem do uszu słuchawki i mimo tego iż najchętniej nie ruszał bym się dzisiaj z łóżka, opuściłem mieszkanie.
A jak pewnie już dobrze wiecie szczęście mnie nie lubi.
Do szkoły dotarłem dopiero na trzecią lekcje.
Przekalkulowałem w głowie mój plan lekcji.
Dotrę akurat na... matmę....
Mimowolnie przyspieszyłem, nie chcąc by Logan znów wpakował mnie w dodatkowe zajęcia. Nie żeby przeszkadzało mi uczenie Louisa.
Było już 5 minut po dzwonku, gdy w końcu dotarłem pod odpowiednią sale. Zapukałem cicho i wślizgnąłem się do środka. Standardowo wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
-.... I w to miejsce musicie podstawić x by... Boże Harry?! -Krzyk rozniósł się po klasie gdy tylko na mnie spojrzał -Kto ci to zrobił?
Spytał stanowczo.
Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc o co mu chodzi.
I nagle coś mnie tknęło by dotknąć swojej twarzy, zabolało gdy dotknąłem lewego policzka, dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego że kompletnie zapomniałem zamaskować wczorajsze dzieło ojca. Skrzywiłem się na samo wspomnienie tego jak mnie uderzył.
-Ja... po prostu... spadłem z schodów.
Powiedziałem po czym wymierzyłem sobie mentalnego kopniaka. Przecież nawet głupi zauważy że kłamie i ktoś mi nieźle przyłożył.
-Siadaj, porozmawiamy po lekcji. -stwierdził tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Skinąłem głową i posłusznie zająłem swoje miejsce przy oknie, starając skupić się na lekcji. Niestety przeszkadzało mi w tym uczucie że ktoś wlepia we mnie wzrok. A raczej dwa Ktosie.
Po pięciu minutach nie wytrzymałem, upewniłem się że Logan nie patrzy w moją stronę, po czym wyjąłem telefon i wystukałem wiadomość do Louisa.

9.58 do: Lou
Mam coś na twarzy że tak się lampicie?

Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź.

9.59 od: Lou
HAHAHAHAH, nie śmieszne.
Pogadamy na przerwie i masz powiedzieć prawdę!!!!!!!!!!


Przewróciłem oczyma i wróciłem do słuchania wywodu Logana.
dzwonek zadzwonił zbyt szybko, spakowałem swoje rzeczy i czekałem aż ostatni uczeń zamknie za sobą drzwi.
Pan Payne usiadł na przeciw mnie i spojrzał mi prosto w oczy, jakby wyczekująco.
-Co mam ci powiedzieć? -Spytałem lekko zirytowany. -Że jestem taką ciotą że nie potrafię się nawet obronić?
Uśmiechnął się smutno, na moją próbę odwrócenia uwagi od jego pytania z początku lekcji,.
-Kto ci to zrobił? -Spytał cierpliwie, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Cztery słowa, jedno pytanie, i krótka odpowiedź, która w żadnym razie nie może paść w tej rozmowie. "Tata". Jedyne co zrobiłem to spuszczenie wzroku.
-Harry. -Powiedział cicho starając się dodać mi otuchy, na jego nieszczęście z marnym skutkiem.
-Ktoś z szkoły? -Spytał, uderzając z drugiej strony. Brak mojej odpowiedzi będzie równoznaczny z potwierdzeniem, a wtedy będzie kazał podać nazwiska.
Dla lepszego efektu mojego kłamstwa, przewróciłem oczami.
-Wracałem wczoraj późno do domu, ktoś na mknie napadł, pobił, zabrał pieniądze i tyle. Już i bez powiedzenia tego na głos czułem się upokorzony.
Logan odetchnął z ulgą, co oznacza że mi uwierzył.
-W pewnym sensie cieszę się że przypuszczenia chłopców się nie potwierdziły.
-Jakie przypu...
Przerwali mi Louis, Liam, Zayn i Niall, którzy z dość głośnym hukiem wparowali do pomieszczenia.
-Jak mogłeś nam nie powiedzieć? Wyciągnęli byśmy cię z tego bagna!
Rzucił Niall z wyrzutem.
-W coś ty się wpakował Hazz.-Dowiedział Louis z niedowierzaniem w głosie.
Spojrzałem zdezorientowany na Logana.
-Fałszywy alarm. Nie ma żadnej mafii i gangu, po prostu ktoś go napadł.
Zaśmiałem się cicho, nie przypuszczałem że o takie podejrzenia może chodzić.
-Jak to niema? -Spytał Liam marszcząc śmiesznie brwi. -Ale wszystko by pasowało, jest wiecznie nie wyspany, co wskazywało na to że prowadzi nocne życie. Przestał z nami rozmawiać bo nie chciał nas wpakować w kłopoty, do tego to pobicie i adres przy którym mieszka...
Czyli wychodzi na to że już wiedzą gdzie mieszka, to nie zbyt dobrze, ale to było do przewidzenia że w końcu to sprawdzą.
Tym razem, poprosiłem niemo Mlika o pomoc, jako jedyny nie wygląda na przekonanego tą teorią. I jako jedyny wie że mój problem ma jakieś głębsze podłoże z, którym sobie nie radzę. On wie o moich bliznach.
-Logan... -Zaczął Zayn widząc moje błagające spojrzenie. -Myślę że...
Oboje z ulgą odetchnęliśmy ulgą gdy zadzwonił dzwonek, bo wątpię by mulat poradził by sobie z wiarygodnym wytłumaczeniem tego że jednak nie należę do żadnego gangu.
Nim wyszliśmy z sali, Logan krzyknął:
-Nie martw się Harry. Coś wymyślimy.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem, i udałem się razem z Zaynem i Lou pod sale, w której powinniśmy mieć teraz Historię.
Lekcje minęły mi bez większych problemów, co prawda dostrzegłem że nauczyciele zaczęli na mnie jakoś inaczej patrzeć, jakby z smutkiem lub litością. Oznacza to że znają prawdę, o mojej chorobie, co jest oczywiście zasługą Williama McCoola.
Ludzie z klasy posyłali mi złowieszcze spojrzenia, i obsesyjnie ignorowali, co nie jest niczym nowym. Jake jeszcze nie wyszedł z szpitala, więc nie wiedzą, dlaczego ja tam trafiłem, ale to kwestia czasu Jake nigdy nie umiał trzymać jeżyka za zębami.
Nie zdążyliśmy dobrze przekroczy  progu "naszego" pokoju muzycznego zaczęło się przesłuchanie.
-Jak mogłeś nie powiedzieć nam że handlujesz narkotykami?!
Wywróciłem oczami, na tego typu uwagę z strony Nialla. W drodze tutaj oskarżał mnie już, o posiadanie broni, udział w nielegalnych wyścigach, zabijanie ludzi dla pieniędzy (?) i tatuaże, które "ukrywam" pod tymi długimi rękawami.
Chociaż moje blizny są pewnego rodzaju tatuażami...
-Ile razy mam wam powtarzać że nie jestem w mafii? -Rzuciłem zmęczonym tonem, opadając na jedno z krzeseł.
-No to może powiesz w końcu o co w tym wszystkim chodzi? -Zirytował się Liam. -Mafia jest logicznym wytłumaczeniem. Jeśli jest jakieś inne wyjaśnienie twojego zachowania to nie powinieneś mieć oporów przed powiedzeniem tego. Co ty sobie myślisz, co? Że wrócisz i wszystko będzie jak dawniej? Przykro mi Hazz  kocham cię jak brata, ale nie ufam ci.
Chłopak miał całkowitą racje, szkoda że nie wie że oddał bym wszystko by chodziło w tym wszystkim o jakiś pieprzony gang.
Nigdy nie liczyłem na to że mi wybaczą czy też znów zaufają, ja po prostu już nie daje sobie rady z tym wszystkim sam. Wypadek, pobicia, gwałty, wyjazd Gemmy, samotność, wyrzuty sumienia, choroba, praca, tego jest już zbyt wiele.
-Harry? -uspokajający głos Zayna i jego ręka na moim ramieniu przywróciły mnie do rzeczywistości. Wzdrygnąłem się lekko na ten dotyk, chłopak zmarszczył brwi i cofnął rękę. -Powiedz im. -Dobrze wiem o ma na myśli, mam pokazać im chwile w których byłem słaby, gdy moje życie mnie przerastało i chciałem z nim skończyć i gdyby nie Gemma zrobił bym to.
Na początku, chciałem skrócić Zayna o głowę za wypowiedzenie tych słów, ale po chwili dotarło do mnie że może mieć racje, to dobry początek na wytłumaczenie im o co tak naprawdę chodzi. Mają prawo wiedzieć choć tyle.
-O co chodzi? -Spytał Louis przerzucając wzrok ze mnie na Zayna i z powrotem na mnie.
Spojrzałem w te piękne błękitne oczy, a gdy dostrzegłem w nich strach, od razu podoiłem decyzje. Chcąc mieć to wszystko jak najszybciej za sobą, podciągnąłem rękawy szarej bluzy, wyciągnąłem przed siebie ręce i odwróciłem wzrok w stronę okna, tak by nie widzieć ich reakcji.
Zacisnąłem mocno powieki, słysząc jak jeden z nich głośno wciąga powietrze.
-Przepraszam. -Powiedziałem, nim któryś z nich zdołał wydusić z siebie słowo, zmusiłem się do spojrzenia na nich. -Nie jestem jeszcze gotowy na to by powiedzieć wam dokładnie co się dzieje, ale obiecuje że to nie potrwa już długo, dajcie mi kilka dni, góra tydzień.
Liam, który widząc moje nadgarstki pobladł, skinął nie wyraźnie głową.
-Nie powinienem tak naciskać, wybacz stary. -Posłałam mu szeroki lekki, dając znak że się nie gniewam.
-Tego jest więcej, prawda? -Odezwał się Louis drżącym głosem, a jego błękitne oczy wyglądały jakby się miał zaraz rozpłakać.
Widząc to spojrzenie, nie potrafił bym skłamać, dlatego pozwoliłem by nastała cisza, a pytanie Louisa zawisło między mani.
-Tak. -Wypowiedziałem to tak cicho że mogliby mnie nie usłyszeć. Ale usłyszeli to tak, jakbym to wykrzyczał, oczami wyobraźni widziałem jak ich twarze wyginają się w bólu i poczuciu winy.
Właśnie tego chciałem uniknąć, teraz chyba zaczynam żałować tamtej decyzji, z każdą rzeczą jakiej będą się o mnie dowiadywać będzie jaszcze gorzej. Ale za daleko zabrnąłem by się teraz z tego wycofać. Chcą prawdy to ją dostaną, ale jeszcze nie teraz.
Zayn uklęknął przede mną, chwycił moje dłonie w swoje i zaczął się im dokładniej przyglądać. Sprawdza czy dotrzymałem obietnicy.
W ostatnich dniach nie sięgnąłem po żyletki z dwóch powodów. Pierwszym jest ojciec, który bawiąc się kata, pociął moją klatkę piersiową pod każdym możliwym kątem, nie wiem dlaczego ale myślę że to już nie będzie działać tak jak powinno, ale nie dowiem się jeśli nie spróbuje...
Drugi powód, ma swoje podłoże w moim strachu. Nawet gdy Gemm, była w pokoju obok, wiele razy zastanawiałem się co by było gdybym wbił żyletkę mocniej, co tak naprawdę czeka na nas po drugiej stronie. Teraz gdy ona jest daleko, za oceanem, boje się że moja ciekawość by zwyciężyła i popełnił bym samobójstwo, szybciej niż powinienem.
-Jestem czysty, od naszej rozmowy. -Powiedziałem, tym samym uspokajając czarnowłosego.
-Wszystko będzie dobrze Hazz. -Powiedział Niall siląc się na wesoły uśmiech. -Ważne że już nas nie zostawisz.
Jego słowa wręcz we mnie uderzyły, sparaliżowały. Przecież oni nie wiedzą. Nie mają pojęcia o ty że jestem śmiertelnie chory. Mimo iż jestem bardziej skłonny do samobójstwa, nie wiem kiedy choroba zdecyduje się zaatakować, może być to za pół roku, ale przy moim trybie życia obstawiał bym co najwyżej miesiąc.
Mogę to teraz przemilczeć, powiedzieć że już nigdy się od nich nie odwrócę, ale jeśli nie dowiedzą się tego ode mnie, któryś z nauczycieli w końcu się wygada, nie wspominając już o Jaku.
-Nie mogę ci tego obiecać Niall. -Powiedziałem wywołując szok na jego twarzy. To może być kolejna decyzja, której mogę w niedługim czasie żałować.
-O czym ty mówisz? -Spytał Liam, tak jakby wcale nie chciał usłyszeć mojej odpowiedzi.
Spojrzałeś, po nich wszystkich, wiedząc że to co teraz usłyszą załamie ich jeszcze bardziej.
Dwa słowa. Tylko tyle udało mi się wydusić przez zaciśnięte gardło.
-Ja umieram.
W pomieszczeniu znów zapadła cisza. Powietrze zrobiło się dziwnie ciężkie. Żaden z nich nie przerwał tej męczącej ciszy, która zżera mnie od środka. W końcu to Louis się nade mną zlitował.
-Ile? -Spytał łapiąc mój wzrok.
-Kilka miesięcy.
Nie wiedzieli co robić, Niall z trudem powstrzymywał łzy, Zayn spuścił swój wzrok na podłogę, natomiast Li ukrył twarz w dłoniach.
-Przecież to była wada, którą można było skorygować operacyjne. -Powiedział z niedowierzaniem Liam.
Westchnąłem cicho i przeczesując zniszczone i wysuszone włosy ręką.
-Od tego dlaczego nie przeszedłem tej operacji, jest jeszcze druga część historii, ale na tą chwile wole zachować to dla siebie. Posłałem im smutny uśmiech, na który Niall zareagował jeszcze bardziej emocjonalnie, przez niego mnie również w oczach zebrały się łzy.
-Błagam, nie płacz Ni. -Powiedziałem przecierając oczy, by się nie rozkleić.
-Nie płacz? -Spytał Liam drżącym głosem -Zastanów się co mówisz, Hazz. To jest takie... takie... cholera.
W swoim ostatnim zdaniu Liam ujął całe moje życie. Jedna wielka "Cholera".
Ale nie mogę im pokazać że jestem słaby, przecież ta choroba to nic w porównaniu do tego co robi mi mój własny ojciec.
Postanowiłem więc chociaż raz powiedzieć to co naprawdę czuje. Czy może raczej chciałbym czuć? Już sam nie wiem, pogubiłem się w tym wszystkim.
-Nie mam czasu na użalanie się nad sobą, zbyt wiele spraw mam do zakończenia by teraz rozpaczać.
Oczywiście nie wspominam że zamknięcie tych "spraw" oznacza, wysoki budynek, most, żyletki, linę lub połączenie tabletek i alkoholu.
Niall oczyścił mokre policzki, uśmiechając się przepraszająco.
-Masz racje Hazz. Przepraszam za to, wiesz że zawsze możesz na nas liczyć.
Pozostała trójka potwierdziła jego słowa ruchem głowy.
Posłałem im szczery uśmiech, który odwzajemnili nieco mniej entuzjastycznie.
A propos mojej choroby, przypomniałem sobie że Will, kazał mi przyjść do niego po kilku dniach, co prawda nie minęły nawet dwa dni, ale wydarzenie z rana trochę mnie niepokoi, wiem że było w tym trochę mojej winy, bo poprzedniego wieczoru nie zażyłem leków, ale żeby od razu wymiotować krwią?
Zerknąłem na godzinne i uznałem że zdążę jeszcze iść do niego przed pracą.
Chłopcy ilustrowali mnie uważnie, gdy podnosiłem się z swojego miejsca i zarzucałem torbę na ramię.
-Musze już iść...
Louis jakby przeczuwając, co zamierzam zrobić pchnął mnie z powrotem na krzesło.
-Nigdzie nie idziesz, chyba że prosto do domu. Jestem wręcz pewien że twój lekarz zakazał pracować, prawda?
Prychnąłem pod nosem.
-William najchętniej przywiązał by mnie do szpitalnego łóżka i nie wypuścił by do momentu w którym nie znajdzie dawcy.
-W takim razie czemu, nie leżysz w tym pieprzonym łóżku?! Mam wrażenie że masz gdzieś swój stan. Nie wiem jak reszta, ale ja nie pozwolę byś zmarnował sobie życie, bo zamiast szukać dawcy, katujesz się w jakimś barze.
Moja reakcja na jego słowa, przeraziła nawet mnie. Zacząłem się śmiać.
-By zmarnować sobie życie, trzeba najpierw je mieć. A moje umarło dwa lata temu.
Po tych słowach zostawiłem ich samych, za dużo jak na jeden raz się dowiedzieli, a to jest tylko ta lżejsza część mojej historii.
"Moje życie umarło." Dziwne stwierdzenie, ale jakże trafne.

Hejka!!!!
I jak wam się podobało? Proszę komentujcie! Nie pogniewam się za krytykę, jestem otwarta na sugestie 

5 komentarzy:

  1. :) Uwielbiam to już dawno nie czytałam czegoś tak dobrego :) Z utęsknieniem czekam na kolejny rodział. Powodzenia i miłej nocy ;P

    Klaudia Fosa

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka :) historia tego opowiadania jest ciekawa, chetnie ja przeczytam, ale... mam jedną zasadę. Czytam tylko zakonczone blogi. Dodam twojegi bloga do obserwowanych i bede zerkac, czy juz go skonczylas. :)
    Masz moje slowo, ze jeszcze ogarnę tą historię.

    KarryXOXO

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie. <3 Nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;) Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam tą historie, po prostu się zakochałam *.* Czekam z wielką niecierpliwością na nexta.

    xxLMxx z Wattpada ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. :)
    :)
    :)
    Kocham tę historię!!!

    OdpowiedzUsuń