niedziela, 29 marca 2015

Tenth story (Story of my life)



Harry



  

Do pomieszczenia, wtargnęły cztery osoby.
-Siemasz Harry! -Rzucił znajomy melodyjny głos.
Byli na samym końcu osób, których spodziewałem się tu zobaczyć. Czy ja nie mogę mieć nawet chwili spokoju, pomyślałem widząc u progu pokoju Zayna, Nialla, Louisa i Liama. Ostatni z wymienionych niema zbyt zadowolonej miny.
-Czego tu chcecie? -Spytałem przybierając swój bez emocjonalny ton.
Uśmiechnęli się porozumiewawczo między sobą, po czym odezwał się Niall.
-Wpadliśmy w odwiedziny. -Stwierdził z uśmiechem.
Rzuciłem mu pytające spojrzenie. Jeszcze miesiąc temu bym w to nie uwierzył, ale teraz można się po nich wszystkiego spodziewać.
-Tak się jakoś złożyło, że jesteś z nami w grupie na projekt z muzyki. -Zamiast Nialla odpowiedział Louis, przybierając lekki uśmiech na usta.
Westchnąłem cicho.
-Jakoś mam wrażenie że to nie jest przypadek. -Mruknąłem cicho do siebie, tak by mnie słyszeli. Po czym dodałem już głośno. -To na czym ma polegać ten wasz projekt i dlaczego nie mógł poczekać do mojego powrotu do szkoły?
-Uznaliśmy że łatwiej będzie się z tobą dogadać, gdy jesteś że tak powiem "uziemiony".
Słowa te padły od Zayna, który chwile później wydał zduszony jęk i posłał Liamowi zirytowane spojrzenie.
Przez chwile mierzyli się wzrokiem po czym odezwał się Liam.
-Mamy przygotować występ, a później zaprezentować przed całą szkołom. Pan Nathan dał nam na to tydzień, haczyk tkwi w tym że ma być to piosenka naszego autorstwa, łącznie z muzyką.
-Pomyśleliśmy że im wcześniej zaczniemy tym lepiej. -Dodał Louis.
Westchnąłem zrezygnowany.
-No dobra, to od czego chcecie zacząć?
W tym monecie miny im zrzedły.
-No co? -spytałem widząc że posyłają mi zdziwione spojrzenia.
Jako pierwszy z tego dziwnego transu otrząsnął się Louis.
Niezręcznie przeczesał ręką włosy.
-Byliśmy przygotowani na to że na nas nawrzeszczysz i wywalisz za drzwi. -zaśmiał się cicho. -Nie mamy ze sobą żadnego instrumentu.
Zapewne jeszcze kilka dnie temu, tak właśnie bym postąpił. Zrobił bym wszystko byle by mnie ignorowali i zapomnieli o moim istnieniu. Wmawiam sobie od kilku godzi, że i tak miałem umrzeć, że nie mam różnicy między samobójstwem, a śmiertelnym zakończeniem mojej choroby. Ale do cholery, jest różnica. Nie jestem gotowy na śmierć. A co jeśli nie będę na nią gotowy również za pół roku? Kiedyś mówiłem że samobójstwo popełnię dopiero wtedy gdy będę wiedział na 100% że to jest ten czas, że zrobiłem wszystko co mogłem by zapewnić Gemmie bezpieczeństwo. Teraz już wiem co chce zrobić. Uświadomiłem to sobie widzą te cztery uśmiechnięte twarze. Chce odejść wiedząc że nikogo nie zawiodłem.
Przybrałem na twarzy uśmiech, co spowodowało w chłopaków lekki szok.
-W takim razie może zacznijmy od napisania słów? -Zaproponowałem.
Ponownie wymienili między sobą spojrzenia tym razem zdziwione. Nie dziwie im się bo zmiana w moim zachowaniu jest diametralna.
Wszyscy oprócz Zayna przytaknęli głowami.
-A co wy na to by wybrać jedną z naszych starych piosenek? -Spytał cicho mulat.
Uśmiechnąłem się w myślach na te słowa, sam o tym myślałem, ale za bardzo bałem się ich reakcji by o to spytać.
Wśród członków grupy zapadła cisza, którą przerwałem ja.
-Jak dla mnie spoko, zaoszczędzimy w ten sposób sporo czasu.
Zayn wyraźnie odetchnął z ulgą, podobnie jak Niall i Liam.
-W takim razie ja zdaje się pod tym względem na was. -Powiedział uśmiechnięty Louis.
Nagle naszła mnie pewna myśl i by się upewnić zerknąłem na wyświetlacz swojej komórki.
-Nie powinniście teraz siedzieć na przedsiębiorczości? -Zwróciłem się z tym pytaniem do Malika i Tomlinsona. Jednak nim którykolwiek z nich zdążył odpowiedzieć, rozdzwonił się telefon Liama.
Chłopak wyjął dzwoniące urządzenie z kieszeni spodni, i odruchowo sprawdził czyje imię widnieje na wyświetlaczu. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, a twarz straciła trochę na kolorze.
-Zabije was. -Zwrócił się do chłopaków, którzy próbowali ukryć uśmiechy. -To Logan.
Teraz to po mnie przeszła fala zdziwienia.
-Udało wam się wyciągnąć na wagary?! -Cala trójka posłała mi triumfalne uśmiechy.
Odkąd pamiętam Liam był typem grzecznego chłopca, zawsze ułożony i rozsądny. Niall, Zayn i ja często wpadaliśmy w kłopoty, natomiast Liam zawsze nas z nich wyciągał.
-Daj na głośno mówiący. -Powiedział Niall już zdając sobie sprawę że kłopoty ich nie ominą.
Liam tak też zrobił, chwile później usłyszeliśmy zestresowany i zły głos naszego nauczyciela.
-Gdzie ty do cholery jesteś, lekcja trwa już od 15 minut!
Jak już pewnie wiecie, Logan jest przewrażliwiony na temat spóźnień, dlatego Liam jako jego brat ma w takiej sytuacji jeszcze bardziej przechlapane.
-Yyyy, no ten my...-zająkał się Liam, i zapewne nie powiedział by nic sensownego więc pałeczkę przejął czarnowłosy.
-Zrobiliśmy sobie wycieczkę krajoznawczą. -Stwierdził wesoło.
Nie musieliśmy długo czekać na kolejny wybuch.
-Zayn?! Ty też? No tak, teraz wszystko jasne. Niall i Louis są tam z wami, prawda? Daje wam 10 minut na powrót do szkoły albo...
Tym razem to ja postanowiłem odpowiedzieć.
-Nie bądź taki sztywny Logan. Nie wmówisz mi że nigdy nie byłeś na wagarach.
Skutek był taki jakiego się spodziewałem. Czyli chwilowa cisza, a później niedowierzanie.
-Czy ja mam jakieś omamy słuchowe, czy to na serio był Harry?
-No cóż... -Zaczął Malik starając się wykorzystać sytuacje na ich korzyść. -To zależy co zamierzasz zrobić z naszą nieobecnością...
-Nawet nie zaczynaj Malik. Jak już mówiłem macie10 minut, w sumie teraz to już 7. Jak się tu nie zjawicie nie to wszyscy macie nieobecności i przez miesiąc zostajecie po lekcjach.
-Ja też? -spytałem, mając nadzieje na uratowanie ich jakoś od kary. -Bo wiesz, ja chciałem dzisiaj przyjść do szkoły, już nawet ubrany byłem! Ale dostałem opieprz i pod groźbą kajdanek i dożywotniego przykucia do łóżka postanowiłem jednak zostać w szpitalu.
nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie że Logan się uśmiechał wypowiadając ostatnie słowa tej rozmowy.
-A róbcie co chcecie. -powiedział i zakończył rozmowę.
Liam odetchnął z ulgą, Zayn i Niall przybili sobie piątkę, natomiast Louis jeszcze bardziej rozgościł się w nogach MOJEGO łóżka.
-Nie ma jak to legalne wagary. -stwierdził z szerokim uśmiechem
Tak, zdecydowanie za tym tęsknie. A najbardziej za samą świadomość że mam kogoś, na kim mogę polegać. Ale to nie zmienia faktu że nie mogą dowiedzieć się o tym co działo się i dzieje nadal w moim "domu".
Przez wielkość ich wizyty, zastanawialiśmy się nad wyborem utworu, nie to że jest ich jakoś dużo, porostu staraliśmy się wybrać jeden z tych "doroślejszych". Nasz mini zespół założyliśmy gdy mieliśmy nie więcej niż 10 lat, więc wole sobie nawet nie przypominać tamtych tekstów. Wybraliśmy więc jedną z ostatnich napisanych przez nas piosenek. Po dokonaniu wyboru z którego wszyscy byliśmy zadowoleni, pozostało przerobić teks tak by śpiewał z nami również Louis. Nie zajęło nam to zbyt wiele czasu. Cała wizyta minęła mam w przyjemnej atmosferze.
Gdy wyszli włączyło mi się racjonalne myślenie i ocena sytuacji. Chłopcy wyglądali na szczerze zdziwionych moim zachowaniem. Każdym uśmiechem i miłymi słowami. W sumie nie dziwie im się, sam nie wiem jakbym zareagował na ich miejscu. Osoba, która ignoruje ich od ponad dwóch lat, nagle zaczyna rozmawiać z nim normalnie, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Zdecydowanie coś tu jest nie halo. Może nie powinienem tego robić? Czy nie było by lepiej gdybym nadal ich ignorował? Te i wiele innych podobnych pytań krążyło mi po głowie.
"Przecież i tak ich zostawisz, możesz spróbować chociaż wynagrodzić im jakoś te lata swojej nie obecności." Odezwał się jakiś głosik w mojej głowie.
I koniec końców właśnie tam myśl wygrała bitwę mojego sumienia. Mam pół roku, a może nawet mniej by zacząć żyć tak jak kiedyś.
Albo zabije mnie moje własne ciało albo popełnię samobójstwo. Tak dobrze słyszeliście, nadal z niego nie zrezygnowałem, nadal krąży gdzieś w otchłani innych myśli i ujawnia się wtedy, gdy jestem na skraju tej pieprzonej przepaści emocjonalnej. Jeszcze kilka dni temu odebranie sobie życie było dla mnie czymś więcej niż pewnym. Było moja nadzieją. Ale to jest coś czego musze być pewien na 100%. Moją ostatnią myślą nie może być " O boże, co ja zrobiłem. Ja chce żyć." Dlatego nie miałem wyznaczonej żadnej daty ani nic w tym stylu. Mogłem to zrobić jutru, za miesiąc a równie dobrze za rok. Teraz decyzja została podjęta. jeśli w ciągu 6 miesięcy nie popełnię samobójstwa i tak umrę, i nic nie mogę z tym zrobić. Mam tylko szczerą nadzieje że nie znajdzie się żaden dawca. Nie zniósł bym wtedy myśli że mimo ofiarowanego życia i tak pragnę odejść z tego świata.
Pogrążony w swoich myślach nie zauważyłem że ktoś usiadł na krześle stojącym obok mojego łóżka. Zorientowałem się dopiero gdy poczułem uścisk męskiej dłoni na ramieniu. Podskoczyłem przerażony. Nie, nie dlatego że zostałem zaskoczony. Bardziej przeraziła mnie myśl że dotyka mnie mężczyzna. Tyczy to się praktycznie każdego, nawet Williama, tylko przy nim udaje mi się to jakoś maskować. Zrzuciłem tą rękę z swojego ciała, dopiero po chwili zauważyłem że należy ona do Zayna.
Chłopak jest widocznie zaskoczony moim nienormalnym zachowaniem.
-Zapomniałeś czegoś? -spytałem lekko drżącym głosem, starając się odwrócić jego uwagę.
Zmarszczył brwi i spuścił wzrok na odtrąconą przeze mnie dłoń. Minęła dłuzsza chwila, a  on nie odpowiadał.
-Zayn? -spytałem ostrożnie
Chłopak na szczęście otrząsnął szybko, i uśmiechnął z nutką smutku.
-Och, przepraszam. -Powiedział. -Teoretycznie zapomniałem telefonu, a tak na serio, to chciałem pogadać.  –Teoretycznie, czyli to zapewne powiedział chłopakom.
Po jego tonie zorientowałem się o jaką konkretnie rozmowę mu chodzi.
Zerknąłem na sąsiednie łóżko zajmowane przez Jaka. Chłopak zdążył już wrócić zbadań i teraz bawi się telefonem, chociaż dałbym sobie głowę uciąć że w tej chwili uważnie przysłuchuje się naszej rozmowie. Wstałem z posłania i ruszyłem w stronę wyjścia z sali. Zayn chyba zrozumiał o co mi chodzi, bo udał się za mną. Prowadziłem go wzdłuż korytarza. Na końcu znajdują się wąskie schody, które prowadzą na dach. Zaczęliśmy się po nich wdrapywać, do momentu w którym natknęliśmy się na stalowe drzwi. Nie wiem kto jest na tyle głupi by zostawiać je otwarte, ale przecież nie będę narzekać. Uderzyło we mnie świeże powietrze, tego mi właśnie brakowało.
-To o co chodzi? -Spytałem siadając trochę siadając po turecku, prawie że na krawędzi dachu. Zayn ostrożnie przysiadł obok mnie, nigdy nie lubił wysoko położonych miejsc. Delikatnie chwycił moją rękę. Spoiłem się lekko na ten dotyk, ale pozwoliłem przyjacielowi podwinąć rękaw mojej koszuli. Jego chude palce prześlizgnęły się po licznych bliznach. Wzdrygnąłem się lekko, gdy dotknął nie do końca jeszcze zagojonej rany, która jasno wskazuje na to że to nie jest problem przeszłości.
-Dlaczego? -Jedno pytanie, zarazem najprostsze jaki i najtrudniejsze jakie mógł mi zadać.
-To pomaga. -Odpowiedziałem bez zastanowienia. -Te blizny to oznaki momentów w, których byłem wolny. Dzięki temu, choć na krótką chwile, znikają wszystkie problemy.
Prze chwile Zayn trawił moje słowa, próbując ogarnąć o co mi chodzi.
-Nie rozumiem. -Stwierdził w końcu.- Już nic nie rozumiem. Co takiego się wydarzyło że nas zostawiłeś? Dlaczego z dnia na dzień zacząłeś nas ignorować. Czemu wybrałeś te cholerne żyletki, zamiast nas?! Byliśmy, czekaj nie, JESTEŚMY twoimi przyjaciółmi, znaleźli byśmy sposób by ci pomóc, cokolwiek by się nie działo!
Jego krzyk głucho odbijał mi się w głowie, a z po policzku spłynęła pojedyncza łza.
Schowałem twarz w dłoniach by ukryć swoją słabość, niestety Zayn dostrzegł to że płacze.
-Przepraszam.-Powiedziałem zachrypniętym głosem. -Myślałem że tak będzie dla was lepiej. I szczerze? Nie żałuje tego. Nadal uważam że dobrze zrobiłem oszczędzając wam zmartwień, związanych z moim pojebanym życiem. Zacząłem się ciąć, gdy straciłem nad tym wszystkim kontrole i zaczęło mnie to przerastać.
Zayn rozwarł szeroko oczy w szoku.
-Myśleliśmy że to nasza wina. Że nas nienawidzisz. Całymi dniami zastanawialiśmy się co zrobiliśmy źle.
Słysząc te słowa moje serce roztrzaskało się w drobny mak.
-Przepraszam. –Szepnąłem. -Nie nawadze się za to. Nienawidzę tego że wszystkich zawodzę albo ranie. Jak mogliście tak pomyśleć? To wszystko moja wina. Przepraszam... przepraszam...
Przestałem panować nad swoim głosem. Mogłem się domyślić że ta rozmowa, tak się skończy. Znów jestem w kompletnej rozsypce, czuje jakby pozostał mi już tylko płacz, a jednocześnie mam ochotę krzyczeć z frustracji. Teraz już wiem na pewno. Straciłem kontrole wszystkie moje mury runęły.
Poczułem jak Zayn oplata mnie ramionami, mimo lekkiego dyskomfortu, nie zaprotestowałem, tylko oparłem głowę na jego ramieniu. Wzmocnił uścisk, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Tak jakby bał się że zaraz zniknę, że odwrócę się i znów ich zostawię. Nic do mnie nie mówił, tylko uspokajająco głaskał wydłuż pleców. Jakby wiedział że słowa typu "wszystko się ułoży", tylko pogorszą sytuacje. Trwaliśmy w tym przez kilka długich minut. Gdy w końcu oboje się w mare uspokoiliśmy, odsunąłem się delikatnie od nastolatka.
-Dziękuje, Zayn. -powiedziałem po czym dodałem. -Jeszcze raz przepraszam za to co przeze mnie przechodziliście.
W jego ciemno brązowych oczach dostrzegłem determinacje.
-Wybaczę ci. Ale mam dwa warunki.
Przełknąłem głośno ślinę. Jeśli spyta mnie o moje życie, nie będę w stanie mu odpowiedzieć. Nie jestem jeszcze gotowy na tą rozmowę i wątpię żebym kiedykolwiek był.
Jednak to co powiedział, kompletnie mnie zaskoczyło.
-Po pierwsze, przestań się krzywdzić. I to nie jest prośba, Hareh to ci szkodzi a nie pomaga. -Zgryzłem wargę, nie mogę pozbyć się jedynej rzeczy, która mnie uspokaja. -A poza tym chce żebyś do nas wrócił, i jestem na 100% pewien że reszta też tego chce. Wiem że nie będzie tak jak dawniej, ale chce powrotem naszego Harr'ego.
Posłałem mu smutne spojrzenie.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł, a co jeśli znów coś spieprzę?
Mulat podniósł się na nogi i wyciągnął w moją stronę rękę.
-Wszyscy popełniamy błędy, nic na to nie poradzimy, ale od tego masz przyjaciół, którzy pomogą je naprawić. -Na jego usta wkradł się delikatny uśmiech. -To jak będzie Hazz?
Nie pewnie chwyciłem dłoń mulata, pozwalając by podniósł mnie z zimnego podłoża. Teraz stoimy na przeciwko siebie, ja myśląc, a on wpatrując się we mnie wyczekująco.
Do tej pory byłem sam, i wszystko szło źle. Jestem przekonany że nawet jeśli, jak to ujął Zayn "wrócę do nich", wszystko wciąż będzie podążało tym samym torem, ale przynajmniej w końcu nie będę sam.
-Brakowało mi was. -Stwierdziłem i posłałem Zaynowi mój pierwszy od dwóch lat szczery uśmiech. Zayn odpowiedział tym samym, po czym na chwile spoważniał.
-Ale ani słowa chłopakom że płakałem.
Zaśmiałem się krótko na jego słowa.
-Masz to jak w banku.-odpowiedziałem, mam jakieś dziwne wrażenie że cała ta rozmowa zostanie naszą tajemnicą.
Chłopak objął mnie przyjacielsko ramieniem i razem ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku.
Dopiero czując ciepło bijące od Zayna, wiedziałem na pewno że decyzja, którą podjąłem jest słuszna.

4 komentarze:

  1. Ten rozdział wyszedł ci genialnie czekam na następny !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuuuudoooooo!
    ♡♥♡♥♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww!! Super!!!! czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeeeejj.. W końcu nadgoniłam stracone rozdziały SOML :D Opowiadanie boossskie, czekam na nowy rozdział <3 !! Życzę duuużo weny :*
    @SjMagda

    OdpowiedzUsuń