sobota, 7 lutego 2015

The sixten story (Story of my life)



"Wreszcie zrozumiałem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, ze lekarz musi ja zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, ze zaraz przez to umrzemy i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu."

-Jose Mauro de Vasconcelos


 HARRY

-Oooo patrz! Tam idzie! -wskazałem Gemmie starszą kobietę kora trzymając w ręce nie wielka torbę, rozglądała się dookoła. Dziewczynka puściła się biegiem w jej stronę, sprawnie manewrując miedzy ludźmi. Kobieta początkowo zaskoczona, szybko odwzajemniła uścisk wnuczki.
-Aleś ty wyrosła -usłyszałem słowa babci, gdy tylko do nich podszedłem
-Ty za to wyglądasz coraz młodziej -zaśmiałem się, próbując grać starego siebie, co nie przychodzi mi zbyt łatwo.
Kobieta odwróciła się w moja stronę, i już pochwali zamknęła mnie w uścisku.
Gdy już uznała ze dość przytulania, odsunęła się na długość ramion i przyjrzała badawczo, po czym wygięła usta w grymasie.
-Kiedy ostatnio odwiedziłeś fryzjera Harry? -spytała biorąc miedzy palce kosmyk moich loków -Jeszce trochę a twoje włosy będą dłuższe niż Gemmy.
Zrobiłem zbolałą minę.
-Może i są długie, ale nie aż tak by wizyta w fryzjera była konieczna -mruknąłem do siebie
Zaśmiała się głośno, po czym wzięła Gemme za rękę i ruszyła w stronę wyjścia z lotniska.
Zabrałem torbę, która ze sobą przywiozła i poszedłem za nimi.

Otworzyłem kluczem drzwi do naszego mieszkania, wpuszczając przodem babcie i młodsza siostrę. Wstałem dziś wcześniej (cud normalnie) by doprowadzić to miejsce do stanu względnej używalności. Naj więcej czasu zajęło mi zniesienie wszystkich butelek po wódce do osiedlowego kubła na śmieci. Przez 2 godziny latałem po tych cholernych schodach góra -dół. Tak wiec skończyłem cos koło 3 po południu, a godzinne później szliśmy już na lotnisko. Powiem tyle, jestem wykończony, nigdy tak nie sprzątałem, nawet przed świętami, ale trzeba zachować pozory, by babcia nie zaczęła czegoś podejrzewać, czyt. wchodząc tu zamiast meliny zobaczyła, najnormalniejsze w świecie mieszkanie. Gdy już się rozgościła, zaproponowała ze zrobi obiad. Ucieszyłem się na tą propozycje, gdyż dawno nie miałem w gębie ciepłego posiłku, nie to co Gemma, która codziennie jadała domowe obiady w naszej sąsiadki.
Czekając na posiłek włączyliśmy telewizor w salonie, Gemma jak zwykle oglądała z zainteresowaniem, natomiast ja nie potrafię się na tym skupić, i już po paru minutach, kompletnie strachem wątek tego filmu.
-'arry..? -odezwała się w pewnym momencie, wyrywając mnie z mojego pół snu.
-Tak?
-Jak tam jest? -spytała cicho
Nie zajarzyłem za pierwszym razem.
-Ale gdzie?
Przewróciła oczami, co w jej wykonaniu wyglądało wręcz słodko.
-W Amelyce.
Westchnąłem cicho po czym szczerze odpowiedziałem.
-Nie wiem Gem, ale jestem pewien ze sobie tam poradzisz.- i na pewno jest tam lepiej niż tu. Ale tego już nie powiedziałem głośno, uśmiechnąłem się tylko i wróciłem do udawanie ze oglądam.
-Dzieciaki chodzie jeść! -  Szturchnąłem Gemm która również zaczęła przysypiać, i razem poszliśmy do kuchni, od wejścia unosił się zapach naleśników.
Przygotowany przez Mary posiłek, był przepyszny, ogólnie czas spędzony przy stole, Minął nam w przyjaznej rodzinnej atmosferze. Rozmowa toczyła się głownie miedzy Gemma a babcią. Młodsza wypytywała babcie o najmniejsze szczegóły jej pobytu w Ameryce, a ta z widoczna chęcią jej odpowiadała. Ja odzywałem się tyko gdy o coś pytały.
-Harry? -widząc ze ją obserwuje, kontynuowała -A będę mogła się pożegnać z kolegami z klasy i Daisy? -Spytała robiąc oczy alla kot ze Shreka.
-O której macie lot? -zwróciłem się do siedzącej na przeciwko mnie kobiety.
-Od 9.30 am
powinnyśmy być na lotnisku.
Skierowałem w stronę siostry szeroki uśmiech.
-Myślę ze w pożegnaniu z klasa nie będzie problemu, ale niestety nie wiem co z Daisy, chodzi do innej szkoły.
Widząc na jej twarzy smutek i żal, zrobiłem coś do czego w żadnych innych okolicznościach bym się nie posunął. Gemma jednak rozjaśniała na moja propozycje. Mianowicie mam wykonać telefon do Louisa.
-Halo? -w słuchawce odezwał się znajomy mi, pogodny głos.
-Hej, z tej strony Harry. -Po drugiej stronie linii na kilka sekund zaległa cisza.
-Co? -Odezwał się w końcu Louis -Powtórz bo nie wierze!
-Ochh zamknij się, dzwonie do ciebie z prośbą...
-Ludzie! Świat się wali! Harry Styles do mnie zadzwonił! I to z prośbą! Dzwońcie do papieża. czekam na beatyfikacje! -Lamentował chłopak
-Skończyłeś? -spytałem znudzonym głosem
-Tak
-Dziękuje. Czy mógł byś podać do telefonu swoja siostrę?
-Co? -powtórzył zapytanie identycznym głosem ja na początku nasze rozmowy.
-Gemma chciała by z nią porozmawiać.
Odpowiedziałem, zachowując na twarzy spokój i opanowanie, choć w głębi duszy śmiałem się głośno.
-Ahhhh... tak już ja daje. -w tle usłyszałem ściszone rozmowy, a później dźwięk otwieranych drzwi, oddałem telefon siostrze, podreptała do salonu, by moc spokojne porozmawiać z przyjaciółką. Mimo ze znają się zaledwie dzień, zdarzyły się bardzo zżyć. Serce zabolało mnie jeszcze bardziej na myśl ze je rozdzielam.
W kuchni zostałem sam na sam z matka naszego ojca, i za późno zdałem sobie sprawę, ze odesłanie Gemmy z telefonem do innego pokoju to był mój poważny błąd.
-Podaj mi ręce Harry -szepnęła pochylając się nad stołem. Zawahałem się, były to ułamki sekundy, ale jednak. Co jeśli coś podejrzewa? Jeśli zobaczyła blizny? Jednak nim zdarzyłem do się zatrzymać, na moich dłoniach, zacisnęły się pomarszczone, ale zarazem delikatne palce. Na szczęście nawet na nie, nie spojrzała. Jej wzrok utkwił głęboko w moich oczach. Dawniej robiła tak, by wiedzieć kiedy ktoś kłamie. Kiedyś udało by się jej odczytać moje kłamstwa. Właśnie, kiedyś. Ale nie tym razem. Mam zbyt wiele do stracenia.
-Co tu się dzieje, Hareh? -jej cicho głos rozniósł się po pomieszczeniu
Minęły wieki odkąd ktoś wypowiedział to przezwisko. Zazwyczaj używane przez rodziców. Po raz ostatni zwrócili się tak do mnie w dniu wypadku. Boże... nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo mi tego brakowało.
-To co widać. -Wzruszyłem ramionami -Ojciec wkręcił się w pobliskie towarzystwo, zrobił się za bardzo agresywny. Boje się o Gemme. Boje się ze gdy mnie nie będzie może jej zrobić krzywdę.
-I dla tego chcesz żebym zabrała ja na drugi kraniec świata? Z dala od ciebie? -Spytała marszcząc brwi.
-Nie mam innego wyboru. -Spojrzałem na nią zbolałym wzrokiem -Widziałaś ta okolice, to nie jest miejsce dla 7 letniego dziecka. Ja porostu chce żeby miała szczęśliwe dzieciństwo. Takie jakie ja miałem. -Przy ostatnich słowach z oczu popłynęła mi łza. Puściła moje dłonie i otarła nimi samotna słona krople spływającą po policzku. Gdy jej palce dotknęły obolałego Jeszce miejsca wokoło oka, skrzywiłem się lekko. Zaalarmowana moim grymasem przyjrzała się mojej twarzy dokładniej, dostrzegając pozostałości po siniaku. (Chwal boże te wszystkie maści, bez nich było by gorzej).
-Co to jest? -spytała, dotykając śladu, tym razem delikatniej.
-Miałem małe spięcie z kumplem z klasy, ale już jest dobrze. -Dodałem widząc jej minę.
-Na pewno? -Spytała w jej glosie wyczułem niepewność.
Potwierdziłem ruchem głowy. Wyraźnie uspokojona odsunęła się na swoje miejsce. W sumie w zadniej kwestii jej nie okłamałem. Były tylko "drobne" niedopowiedzenia.
-Dlaczego z nami nie pojedziesz?
Spodziewałem się tego pytania. I miałem gotowa odpowiedz.
-Wiesz ile musiałem się natrudzić by dostać się do tego liceum. Nie chce tego zaprzepaścić. Wiem ze Gem jest ważniejsza i powinienem być przy niej, ale kiedy ona będzie bezpieczna z dala od tego miejsca, ojciec tu zostanie, nie mogę go zostawić, samemu sobie. Kocham go mimo wszystko i wiem ze się zmieni. Myślę ze może się, do tego przyczynić wyjazd Gem.
Te słowa z trudem przeszły mi przez gardło. To było pierwsze, kłamstwo jakie dziś wypowiedziałem, i mam nadzieje ze ostatnie, bo jeśli jeszcze raz miał bym powiedzieć że żywię jakie kolwiek pozytywne uczucia do człowieka który mnie spłodził, chyba bym zwymiotował. Nienawidzę mojego ojca. Nie nawiedzę go za wiele rzeczy. Ale najbardziej za to ze przez niego Gemma nigdy nie będzie miała choć namiastki rodziny. Wychowa się zarówno bez matki jak i bez ojca.
Kobietę nie zadowoliła moja odpowiedz, ale ją uszanowała. Chciała coś Jeszce powiedzieć, ale w tym momencie do pomieszczenia wpadła Gemma.
-Ten chłopiec chce jeszcze z tobą rozmawiać. -Powiedziała oddając mi telefon.
Nie mam ochoty rozmawiać teraz z tym pacanem, wiec się rozłączyłem.
Babcia i Gemma patrzyły na mnie z politowaniem.
-No co? -Spytałem wzruszając ramionami.
-Jesteś niemiły.
-To było wredne.
Stwierdziły jednocześnie, po czym obie wybuchnąły śmiechem. Są niemożliwe ale za to je kocham.

LOUIS.

 Razem z Niallem, Zaynem i Liamem siedzieliśmy u mnie w pokoju, i obmyślaliśmy palna dziania.
-Myślę ze musimy go przycisnąć. -Stwierdził mulat.
Liam skrzywił się lekko.
-Nie możemy na niego naskoczyć, trzeba go podejść...
-Delikatnie?! -spytał ironicznie Zayn -Dobrze wiesz ze takie podejście nic nie da -Nie pamiętasz ostatniego razu? Powiedział że...
-Pamiętam co powiedział -Liam zacisnął dłonie w pieści, aż pobielały mu knykcie -Ale nie możemy go wystraszyć, bo wtedy nic nie zdziałamy.
Westchnąłem z irytacją.
-Musi być jakiś sposób.
-A co jeśli niema... jeśli on naprawdę.. -Jąkał się Niall, on najbardziej z nas wziął do siebie podejrzenia Logana -Co jeśli to nasza wina? Nigdy sobie tego nie wybaczę... -ostatnie zdanie wyszeptał ale usłyszeliśmy wyraźnie każde słowo.
Wstałem z podłogi i podszedłem do blondyna, który siedział skulony na moim łóżku. Objąłem go niepewnie ramieniem, i przyciągnąłem do siebie. Chłopak oparł głowę na moim ramieniu i załkał cicho. Widząc ze nie przeszkadza mu moja bliskość zacząłem gładzic go uspokajająco po plecach, i szeptać ze będzie dobrze, ze znajdziemy sposób. Zayn i Liam przypatrywali się w ciszy tej sytuacji, starają się to ukryć ale również są na skraju rozpaczy. Ich przyjaciel tonie, a oni mogą tylko patrzeć, i krzyczeć do niego z brzegu, by się nie podawał, niestety do niego te słowa nie docierają, tak jakby otoczył się murem, Tak jakby chciał pójść na dno. Czemu do cholery nie widzi ze ich rani? To nie działa Harry, nie wiem co chcesz osiągną, ale ani oni ani ja nie zapomnimy. Nie ma mowy.
Załamanie Nialla nie trwało długo, po paru minutach się uspokoił.
Spojrzał na mnie wielkimi niebieskimi oczyma.
-Dziękuje Lou.
Odpowiedziałem smutnym uśmiechem.
Zwróciłem się do pozostałej dwójki.
-Myślę ze musimy go obserwować i wykorzystywać sytuacje, tak by choć trochę nam zaufał. By wiedział ze nie musi z wszystkim radzić sobie sam. Być może tego chce, ale boi się ze po tym jak was porzucił, nie chcecie go już znać.
Chłopcy patrzyli na mnie uważnie, wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym skinęli głowami na znak zgody. Odwróciłem głowę w stronę Nialla, który nadal siedzi blisko mnie.
-A ty co uważasz?
Spuścił wzrok na swoje ręce.
-Nie mamy nic do stracenia. -stwierdził, podniósł głowę a w jego oczy błysnęły z determinacja.
Reszta spotkania minęła w milszej atmosferze, rozmawialiśmy o szkole, grach i piłce nożnej, trwało to do momentu aż zadzwonił mój telefon.
-Halo? -odebrałem nie spoglądając na wyświetlacz
-Hej z tej strony Harry.
Oczy rozszerzyły mi się w szoku, a ręka, która chciałem poprawić włosy zamarła w pól gestu. Chłopcy przestali rozmawiać , tylko patrzyli na mnie z zaciekawieniem.
Co? Powtórz bo nie wierze.
-Ohh zamknij się! Dzwonie do ciebie z prośbą...
teraz to pojechał po całej linii. Jako normalny członek społeczeństwa powinienem powiedzieć cos w stylu "Jasne możesz na mnie liczyć" lub " W czym mogę ci pomóc?", ale ze wszyscy wiedza ze do końca normalny nie jestem...
-Ludzie! Świat się wali! Harry Styles do mnie zadzwonił! I to z prośbą! Dzwońcie do papieża. Czekam na beatyfikacje! -Liam patrzył na mnie z nie dowierzaniem, Zayn posyłał spojrzenie w stylu "What The Fuck?" A Niall zaśmiał się głośno, chyba udało nam się wyciągnąć go z chwilowego dołka.
-Skończyłeś -zapytał przeszywająco chłodnym głosem.
-Tak. -Moja odpowiedzi była może zbyt entuzjastyczna, To może być odpowiedni czas na rozpoczęcie naszej "misji".
-Czy mógłbyś podać do telefonu swoja siostrę?
Musiałem zrobić naprawdę dziwna minę, gdyż Niall i Zayn zwijali się już prawie po podłodze, a Liam wyglądał jakby z trudem powstrzymywał się od walenia głową w stół.
-Co? -spytałem by się upewnić. Czego Harry chce od mojej siostry?
-Gemma chciałby z nią porozmawiać. -odpowiedział obojętnym tonem. Tak jakby czytał mi w myślach.
-Ahh tak, już ja daje. -Podniosłem się szybko i poszedłem szukać siostry. Zastałem ją w salonie gdzie razem z Fizzy odrabiała zadanie domowe. Gdy powiedziałem jej kto dzwoni, uśmiech jej rozjaśniała, i prawie wyrwała mi telefon.
Gdy wróciłem do pokoju, chłopaki, nadal się ze mnie podśmiewywali.
-To powiesz czego chciał? -pytanie padło ze strony Liama, który zdołał zachować względne opanowanie.
-Jego siostra chciała rozmawiać z Daisy. -Wzruszyłem ramionami.
Niall i Zayn, wybuchnęli Jeszce głośniejszym śmiechem (czy oni coś brali?) a Liam pokręcił głową z niedowierzaniem
-No cóż, ale jest jakiś postęp. -stwierdził -Mógł poszukać w książce telefonicznej numeru domowego, wtedy odebrała by twoja mama, ale jednak zadzwonił do ciebie.
-Ale skoro już zadzwonił, spróbuj z nim porozmawiać. -Wypalił Niall
Posłałem mu zdziwione spojrzenie.
-I niby o czym mam z nim "porozmawiać"?
Chłopak przewrócił oczyma.
-Nie wiem wymyśl coś... oooo na przykład zagadaj go o matmę.
Zaczynam podejrzewać ze naprawdę coś wzięli.
-Serio Nialler? O matmę?
Uśmiechnął się tylko.
-Powiedz ze nie rozumiesz dodawania czy czegoś tam, i poproś żeby ci wytłumaczył.
Był wyraźnie dumny z swojego pomysłu. Co oni wszyscy maja do moich umiejętności matematycznych. Nie jest jeszcze ze mną aż tak źle.
Nie jestem zbyt zadowolony, z pomysłu blondyna, ale na razie to jedyne co mamy, a jak już wspominałem wcześniej od czegoś trzeba zacząć.
Znalazłem siostrę tam gdzie ja zostawiłem, wszystko było by dobrze gdyby nie jaj zdołowana mina. Ruchem warg poprosiłem ja o telefon.
-Musze kończyć Gemm, Będę za tobą tęsknic, pisz do mnie czasem... to świetnie... Lou chyba chce porozmawiać z twoim bratem... ok... pa.
Dziewczynka oddala mi słuchawkę.
W tle usłyszałem.
-Ten chłopiec chce jeszcze z tobą rozmawiać. -powiedział dziewczęcy głosik.
Chwile później połączenie zostało przerwane. Rozłączył się.
Co za menda.
-Co się stało. -zwróciłem się do siostry która, nadal siedziała zasmucona.
Pokręciła przecząco głowa, tak jakby Nie chciała nic mówić.
-Powiedz mi Dai, na pewno coś poradzimy.
Spojrzała na mnie uważnie dużymi oczami.
-Przeprowadzimy się do Ameryki? -spytała z nadzieją.
Zmarszczyłem czoło.
-Dlaczego mielibyśmy, jechać akurat tam?
-Bo chce się dalej przyjaźnić z Gemma.
Nadal nie rozumiem o co jej chodzi.
-Ale ona mieszka tu. W Londynie, a nie w...
Z oczu dziewczynki spłynęła łza.
-Już nie, bo się przeprowadza.
Ześlizgnęła się z kanapy, poszła w stronę schodów, zapewne do swojego pokoju.
Moje serce stanęło. Gemma się wyprowadza. A jeśli ona wyjeżdża to z nią pewnie Harry. Jeśli Harry będzie w U.S.A nie będziemy w stanie mu pomóc. Zerwałem się z kanapy, i z biegu wpadłem do swojego pokoju.
Chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Mamy problem. I to duży.

1 komentarz:

  1. Znowu pierwsza!!
    Zakończyłaś w świetnym momencie <3
    Ten blog(o ile to możliwe) podoba mi się jeszcze bardziej niż ostatnio ;)
    Weny życzę i z niećierpilwością czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń