-Wooo, stary wyglądasz okropnie -takimi słowami powitał mnie mój współpracownik Michel.
Spojrzałem na niego zdziwiony. Dowiedziałem się że moja twarz wygląda jakby przejechał po niej czołg. Nadal do końca nie rozumiejąc o co mu chodzi, udałem się do łazienki. Szczerze jego opis, niewiele miał się z prawdą. Rozcięta warga i łuk brwiowy, a do tego wielkie limo tuż nad prawym okiem. Auuu. Szybko zmyłem krew z twarzy, choć to i tak na niewiele się zdało. Chcąc nie chcąc wróciłem do restauracji. Siknąłem na powitanie mojemu szefowi, który nie skomentował mojego wyglądu, na szczęście. Jest starszym człowiekiem, z optymistycznym podejściem do życia. I co najważniejsze dla mnie, uwielbia moją siostrę. Nigdy nie miał problemu, z tym że ją tu przyprowadzam. Nawet lepiej, jest wniebowzięty, traktuje Gemme jak własną wnuczkę. Z tego co wiem jego jedyna córka, nie ma dzieci.
Zauważyłem jak pan Metiw gra z moją siostrą w karty. Nie pozwoli jej się nudzić. Uśmiechnąłem się na widok jej roześmianej buzi. Zacząłem moją prace, która polegała na zbieraniu zamówień, oraz czyszczeniu stolików.
Nie było zbyt dużego ruchu, co dało mi dużo czasu do rozmyślań. Szczególnie nad jedną rzeczą. Było coś koło 18 gdy w końcu zebrałem się w sobie.
Podszedłem do stolika który zajmował mój szef i Gemma.
Zwróciłem się do staruszka.
-Przepraszam, czy mogę wyjść zadzwonić, to pilne.
Przyglądał mi się badawczo, ale po chwili siknął głową na tak.
Wyszedłem na zaplecze, znajdują się tu tylne drzwi do lokalu. Wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na schodach. Wyszukałem w telefonie odpowiedni numer. Niepewnie nacisnąłem zieloną słuchawka, teraz już nie ma odwrotu. Odebrała po 4 sygnałach.
-Halo -usłyszałem lekko zachrypnięty głos, uśmiechnąłem się na wspomnienie osoby do której należy.
-Cześć, babciu -rzuciłem
-Harry? Tak dawno się nie odzywałeś -zaśmiała się -opowiadaj co tam u was?
Spoiłem, się lekko na myśl o tym co teraz usłyszy. Nie podoba mi się że musze o tym mówić, ale jestem w sytuacji bez wyjścia.
-Babciu... mam prośbę...
Opisałem jej sytuacje w jakiej się znalazłem. Oczywiście w okrojonej wersji. Właściwie to powiedziałem tylko o tym że ojciec popadł w alkoholizm, i zrobił się "trochę" agresywny. Powiedziałem także że z tego powodu boje się o Gemme (co akurat jest prawdą). Na moje pytanie czy zabierze siedmiolatkę do siebie, zgodziła się od razu. Próbowała także mnie na mówić di wyjazdu. Ale zbyłem ją szybko byle jakim argumentem. Powiedziała że tą rozmowę dokończymy gdy przyjedzie. Czyli za 2 dni. A za 3 Gem Będzie bezpieczna w Ameryce. Wraz z zakończeniem rozmowy z moich oczu popłynęły łzy. Robię to dla jej dobra. Ale to tak cholernie boli. Stracę ją. Jedyną osobę na której mi zależy. Zaśmiałem się cicho. Jaki ja jestem samolubny. Dzięki tej decyzji, będzie miała normalne dzieciństwo.
Gdy w miarę się ogarnąłem, wrócim na stanowisko.
O 19 Gemma zaczęła przysypiać. Na szczęście kończę już zamianę. Wziąłem małą na ręce i ruszyliśmy do domu. Kawiarnia mieści się zaledwie 10 minut drogi od naszego osiedla. Droga minęła nam szybko i w ciszy. Była zbyt zmęczona by nawijać, zresztą ja także. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Boje się. Boje się teraz z nią rozmawiać, rozpłakał bym się.
Szybko położyłem ją do łózka. Zasnęła zanim jej głowa opadła na poduszkę. A ja udałem się w swoje cztery kąty. Przebrałem się w czarny T-shirt i bokserki które służą mi jako pidżama. Chwyciłem moją ukochaną gitarę, dostałem ją na 13 urodziny. Zatraciłem się w muzyce, po raz kolejny tego dnia. Kocham to uczucie. Uwielbiam to uczucie gdy moje ręce szarpią struny, gdy uderzają w klawisze, i gdy przeciągam smyczkiem po strunach. To niesamowite że można coś stworzyć, praktycznie z niczego. I znów zacząłem nieświadomie przygrywać piosenkę napisaną przez nas 2 lata temu, ale nie przeszkadza mi to. Grałem do chwili, gdy usłyszałem kroki w korytarzu. To śmieszne że potrafię rozpoznać go po kroku, prawda? Pospiesznie schowałem instrument, położyłem się do łózka, próbując udawać że śpię. Może tym razem się uda. Drzwi cicho zaskrzypiały. Kroki, tym razem już wyraźne, podszedł do mnie, a łóżko ugięło się pod jego ciężarem. Poczułem jak jego dłoń zaczyna mnie głaskać delikatnie wzdłuż ramienia.
-Wiem że nie śpisz, Harry -wyszeptał mi do ucha łagodnym głosem.
Przemknąłem ghule w gardle i ostrożnie uchyliłem powieki. Paul siedział na przeciw mnie, a jego bursztynowe tęczówki przesiąkały pożądaniem, czy może raczej rządzą Wyrwał mi się jęk przerażenia, gdy poczułem jego dłoń sunącą w górę wzdłuż mojego uda. I choć to nie jest pierwszy raz, nie drugi i zapewne nie ostatni, gdy przychodzi do mnie w nocy. Ale i tak jestem przerażony, mam ochotę uciekać jak najdalej. Zdarzały się monety gdy zapominałem dlaczego się na to godzę. Dlaczego daje robić z siebie dziwkę? Przecież mógłbym odejść prawda? No właśnie ja mogę. Ale Gemma nie. "Albo ty albo twoja siostrzyczka" jego argument nie zmienił się mimo upływu czasu. Ale nie długo to się zmieni, za 3 dni Gem będzie w Ameryce. Dlaczego też nie pojadę i nie wyrwę się z tego koszmaru? To proste. Gdy ojciec dowie się że jego córka wyjechała, wpadnie w szał. Jeśli pojadę, ruszy za nami i najprawdopodobniej zabije. Jeśli zostanę jego agresja z tego powodu skupi się na mnie. Zabije jedną osobę. Nie dwie.
Paul odrzucił na bok kołdrę. Chwycił moje ręce i przytrzymał za moją głową, tym samym ograniczając mi ruchy. Zaczął całować moją szyje. Emocje wzięły nade mną górę. Chciałem się wyrwać wiedząc do czego prowadzi ta gra, ale powstrzymał mnie.
-Wiesz że ucieczka nie ma sensu -wyszeptał -prawda Harry? Nie chcesz by to samo spotkało młodą nie? Będziesz grzeczny? -gdy nie usłyszał odpowiedzi uderzył mnie w twarz. Zazwyczaj tego nie robi, ale pewnie zauważył że moja twarz i tak jest pokiereszowana, a jeden siniak więcej nie zrobi różnicy. Miejsce uderzenia piekło ale nie bolało, co oznacza że nie mam załamanej kości policzkowej.
-Zadałem pytanie -syknął -Będziesz grzeczny?
Skinąłem lekko głową, na tak.
Nie wiem jak znalazłem się na podłodze. Mężczyzna jedną ręką trzymał mnie za włosy, tak bym nie mógł mu uciec, a drogą grzebał przy rozporku swoich spodni. Po chwili moim oczom ukazał się jego penis, którego już chwile później wpychał w gardło. Poruszał moją głową, w przód i w tył, każdym ruchem boleśnie wyrywając mi włosy. Ledwo powstrzymywałem odruch wymiotny. To jest obrzydliwe. Wpychał mi go prawie że do gardła. Jego jęki rozchodziły się po całym pomieszczeniu. Zmusił mnie bym przyspieszył, jeszcze bardziej zaciskając dłoń na mojej głowie. Jego ciche pojękiwania "o taaak" "szybciej" jeszcze bardziej spotęgowały, że mam zwymiotować, do tego wszystkiego, słonawy posmak jego spermy. Chciałem odskoczyć, ale przytrzymał mnie, nadziewając się jeszcze bardziej w moje usta. Zakrztusiłem się, gdy doszedł głęboko w moim gardle. Odsunąłem się, chcąc jak najszybciej pozbyć się z ust obrzydliwej cieczy. Ale zmusił mnie do połknięcia. Nie czekał, aż przestane się krztusić, pchnął mnie na łóżko, zimnymi rękami zsunął mi bokserki. Nie zdążyłem nawet mrugnąć. Wszedł we mnie gwałtownie i od razu zaczął pierzyć. Krzyknąłem z bólu. Dosłownie rozrywał mnie od środka.
-Ohh, Harry jesteś taki ciasny -zamruczał podniecony.
Nie wiem kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Otumaniony bólem, zacząłem błagać by przestał, ale to tylko poruszyło moją sytuacje. Wchodził we mnie jeszcze brutalniej, tym samym potęgując mój ból. Obydwoje jęczeliśmy, z tą różnicą że on z rozkoszy, a ja z bólu. Pchnął ostatni raz wchodzą po same jaja.
-AHHHH -jęknął przeciągle, odchylając głowę do tyłu. Jego soki rozlały się we mnie, tworząc nieprzyjemne uczcie. Zgryzłem wagę do krwi, byle by nie krzyknąć. Gdybym to zrobił pobudził bym nie tylko Gemme ale i sąsiadów. Wyszedł ze mnie, a ja nadal leżałem, bojąc się wykonać jaki kolwiek ruch. Nim opuścił mój pokój, powiedział:
-Jesteś lepszy niż nie jedna dziwka, synu.
Po tych słowach wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
-Nie jestem już twoim synem, Paul -powiedziałem sam do siebie.
Wpatrywałem
się tępo w sufit, mojego pokoju.
Nie wiem jak
długo leże już w bezruchu. Nie boje się bólu, ale tego że On tu wróci. Jednak
najgorsza jest świadomość że robi mi to osoba do której, jeszcze kilka lat temu
miałem bezgraniczne zaufanie. Kochał nas. Co zrobiłem źle? Dlaczego teraz mnie nienawidzi?
Zapewne nigdy nie poznam odpowiedzi na te pytania. Byliśmy szczęśliwi, niczego
nam nie brakowało, a już na pewno nie miłości.
Podniosłem
się ociężale i ruszyłem w stronę łazienki, i chociaż chodzenie w tym stanie nie
należy do przyjemnych, po prostu musze się umyć. Nadal czuje na sobie jego
dotyk. To uczucie nigdy nie znika. Czasem po prostu słabnie, by powrócić po
jakimś czasie z zdwojoną siłą. Ściągnąłem T-shirt i wskoczyłem pod prysznic.
Szorowałem się dokładnie, mimo iż doskonale wiedziałem że to nic nie da. Nigdy
nie pomaga, a wciąż próbuje. Wiem naiwny jestem. Zakręciłem wodę i spowrotem
założyłem na siebie bluzkę i czyste bokserki, które zabrałem z pokoju. Podszedłem
do szafki w której trzymałem swoje kosmetyki. Chwyciłem po dobrze mi znany
przedmiot. Usiadłem na krawędzi wanny i
rzez chwile obracałem w dłoni srebrną żyletkę. Bez dłuższego namysłu
przyłożyłem ją do lewego nadgarstka.
Jedno
pociągnięcie. A potem następne. Krew spływała z ran i kapała na podłogę. Przez
te kilka minut nic się nie liczy. Tylko ból. Odpływam w chwile zapomnienia.
Nie mam
problemów.
Nie mam
ojca.
Nie mam
siostry.
Nie mam
szkoły.
Nie mam osób
które mnie nienawidzą.
Nie mam
regularnych wizyt w szpitalu.
Nie mam wady
serca.
Nie mam
lekarstw.
Nie mam
napadów paniki.
Mam tylko
ból.
Lecz
on w końcu się kończy. I wszystko wraca.
Patrzę na
zakrwawioną rękę. Ból przestaje być wystarczająco mocny.
Mam ochotę
wbić żyletkę głębiej.
By
zapomnieć.
Wsiąść garść
tabletek i popić alkoholem.
By zasnąć.
Skoczyć z
mostu do rzeki.
By latać.
Stanąć na
środku autostrady.
I krzyknąć
że wreszcie jestem wolny.
Ale nie mogę.
Musze wytrzymać jeszcze kilka dni. Dla Gemmy.
Samobójstwo
to dla mnie coś oczywistego. Nie mam już celu. Jeśli sam nie zakończę swojego
żywota. Zrobi to mój ojciec, lub moje serce w końcu stanie, co według lekarzy
ma nastąpić w ciągu kilku lat. Więc skoro i tak mam umrzeć, bo nie stać mnie na
pieprzoną operacje, to na co mam czekać. Patrząc na to wszystko teraz, wysłanie
Gemmy do U.S.A jest najlepszą decyzją jaką mogłem podjąć.
Przyjrzałem
się swoim nadgarstkom, oba były naznaczone, niezliczoną ilością szram. Moje uda
i wyglądały podobnie. Wyglądało to okropnie, ale w jakiś sposób mnie uspokajało. Te rany zadałem
sobie sam. Z własnej woli. Patrzenie na nie sprawiało że źle się czułem. Nie miały swojej
historii. Były po prostu odskocznią. Co innego z bliznami po wypadku, lub tymi
zadanymi przez ojca. Zapewne możecie się domyślić jakie uczucia towarzyszył mi
gdy przyglądałem się tym drugim. Złość, strach, cierpienie... niepohamowaną
żądza mordu...nooo może trochę przesadziłem. Nie chce być taki jak on. Nie chciałbym żyć z świadomością że moje dzieci mnie nienawidzą. Że się mnie
boją.
Na samą myśl
że mógłbym się tak zachowywać, przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Nie nigdy.
Z taką myślą
wróciłem do swojego łózka. Bogu dzięki że nie musiałem długo czkać na sen.
Boże , to jest takie smutne ;( biedny Harry mam ochotę zabić jego ''ojca'' .mam nadzieję że on nie popełni samobójstwa po wyjeździe Gemmy . Louis mu pomoże prawda ? proszę niech on będzie szczęśliwy ...
OdpowiedzUsuńOmfg płacze ;;;;
OdpowiedzUsuńBłagam, daj szybko nn!
Pozdrawiam,
instant-harry-styles-fanfiction.blogspot.com
Takiego ojca to na miejscu utłuc... . Świetnie opisane emocje uhh naprawdę wciąga pod koniec aż mi się smutno zrobiło ;/
OdpowiedzUsuń