wtorek, 27 stycznia 2015

Prolog ( This is war)

Głucha cisza, nikt nawet nie, nie wyda z siebie najcichszego dźwięku, było by to równe z zdradzenia naszej pozycji wrogą. Obok mnie ktoś jękną cicho, wyraźnie zniecierpliwiony. Timmy. Dowódca jednostki 7. Nie dziwie mu się, sam byłem bliski wyrywanie sobie włosów z głowy. Jest coś koło 1 w nocy, a my od godziny leżymy w bezruchu, czekając na sygnał. Jest nas 16. Mimo iż jesteśmy w Afganistanie, w nicy jest cholernie zimno. Wszyscy jesteśmy zdenerwowani. Zawsze tak jest. Czekanie jest najgorsze. W chwilach takich jak ta do głowy przychodzą tylko najczarniejsze scenariusze. Każdy z nas wie że w każdej chwili może umrzeć. Nie, nie boje się śmierci. Dla mnie honorem będzie umrzeć w czasie walki. Boje się, patrzeć na śmierć przyjaciół, nienawidzę myśli że nie będę w stanie im pomóc. Obejrzałem się za siebie. Mój wzrok padł na najmłodszego chłopaka w grupie. Lenny ma 18 lat. Tyle samo ile ja gdy pierwszy raz wysłano mnie na misje w to miejsce. Jego czarne oczy wyrażają strach a zarazem determinacje. Jest o wiele dojrzalszy niż jego rówieśnicy. Nie chodzi tu tylko o decyzje o dołączeniu do armii krajowej, jest w tym coś więcej. Gdy wróci do domu nie będzie już taki sam. Z pozoru wszystko będzie w porządku, ale ten wzrok już pozostanie, tak jak każdemu kto tu jest. Wojna zmienia spojrzenie na świat o 180°. To co tu zobaczy nie pozwoli o sobie zapomnieć do końca mego życia. To samo tyczy się nas wszystkich. Nie którzy nie wytrzymują presji i lądują w zakładach psychiatrycznych. Nikt nie uważa tego za hańbę. Inni żołnierze jak nikt inny rozumieją ich sytuacje. Śmierć towarzyszy nam codziennie. Krzyki nigdy nie ustają.   Z daleka słychać odgłosy strzałów, oto i nasz sygnał, jednostka 12 ruszyła do ataku. Ich zadaniem jest odwrócenie uwagi wroga, tak by my i dywizja 4, zdążyli zajść wroga od tyłu. Wszyscy jak najszybciej podnieśli się do pionu, i po chwili zaczęliśmy przedzierać się przez gęste krzaki, oddzielające nas od pola bitwy. Nie zaważałem na to że jestem brudny i mokry od leżenia w ściółce leśnej, nie, teraz najważniejsze jest zadanie. Czyli wybicie, oddziału stacjonującego, "stanowczo zbyt blisko naszej bazy". To prawda nasz obóz znajdował się nie całe 5 km z tond. Jeśli go zniszczą, lub przejmą zostaniemy pozbawieni lekarstw, amunicji, i jedzenia. Kolejna baza jest 30 km dalej. Bardzo wątpliwe jest to czy zdołali byśmy donieść tam rannych na czas. Nikt z nikim nie rozmawiał. Słowa są w tej chwili zbędne.
10 minut później dotarliśmy na pozycje z której mamy rozpocząć atak. Na niemy sygnał dowódcy ruszyliśmy przed siebie. Strzelamy by zabić. Ta świadomość pozera mnie od środka, a mimo to strzelam. Sam wybrałem tą drogę. A to jest rozkaz. Wrogowie szybko zorientowali się co się święci. Ale nie było już odwrotu. Nie mieli szans w ataku z dwóch stron. Leżałem płasko na ziemi z ukrycia eliminując wrogów. Z tego miejsca mam dobry widok na większą część pola bitwy. Jestem snajperem. Moim zadaniem jest pozostać nie zauważonym. Ale czasem jest to wręcz nie możliwe. Tak jak w tej chwili. W zasięgu mojego wzroku znajduje się większość mojego oddziału. Ale nigdzie nie widziałem Lennego. Odruchowo obserwuje go częściej niż innych. Jest młody i niedoświadczony. Po dłuższej chwili odnalazłem go. Stał dwadzieścia metrów od żołnierza wrogiego udziału, który klęczał przednim w pozycji poddania się. Jego bron leżała odrzucona, trochę dalej. Kolejna zasada. Jeśli ktoś się poddaje, nie zabijaj. Len podchodził do augustiańska nadal morząc do niego z broni, ale dostrzegłem też w jego lewej ręce kajdanki. Wszystko było by dobrze, gdyby nie ten kpiący uśmiech na twarzy wroga. Len jest tu zbyt krótko, by to zauważyć. Ale ja dostrzegam to bez problemu. Nie zastanawiając się, rzuciłem się w stronę młodszego kolegi, tym samym demaskując moja pozycje. W całym tym zamieszaniu. Chłopak zauważył mnie dopiero gdy powaliłem go na ziemie chroniąc przed strzałem. Mężczyzna do którego wcześniej mierzył, dyskretnie schował za plecami mniejszą broń, która w tej chwili jest przyczyną rwącego bólu w moim prawym ramieniu. Mężczyzna wycelował jeszcze raz tym razem celując w moje udo. Upadłem na ziemie zwijając się z bólu. Jak przez mgłę dostrzegłem jak Len wymierza tamtemu dwa strzały w klatkę piersiową. Po takim strzale nie ma szans by przeżył.
-Brawo Len. -powiedziałem cicho nim odpłynąłem.

____
Hejo Ludzie
Oto prolog nowego opowiadania ankieta nie pomogła w wyborze głównego bohatera dlatego zdecydowałam że będzie to Lou, (biedny Liam został bez głosu T.T) 
Dziękuje że komentujecie, to wiele dla mnie znaczy i mobilizuje do pisania , tak więc jeszcze  raz dzięki i zapraszam do dalszego czytania

2 komentarze:

  1. Zapowiada sie extra :) szkoda ze tamteg opowiadanie niedokonczysz bo bylo zajebiste :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Tamto też będzie kontynuowane więc spokojnie, nie mam zamiaru go porzucać :)

    OdpowiedzUsuń