Niespokojnie kręciłem się na siedzeniu, gdy razem z Zaynem jechaliśmy w stronę podstawówki Clarie, skąd miałem ją odebrać.
Mimo tego, iż wiem, że Zayn jest dobrym kierowcą i w tej chwil jedziemy przepisowo, to i tak dopada mnie lekkie przerażenie, po tym jak dwa miesiące temu wsiadłem do samochodu Lou. Przez dobre trzy dni nie mogłem się po tym pozbierać. Wszystko dobiła świadomość tego, że mój brat zginął na drodze. Greg był typem niegrzecznego chłopca. Dziewczyny, alkohol, narkotyki. W swój światek wciągnął również Natcheniela. W tamten piątek, zresztą jak zwykle, wyszli na imprezę. Obydwoje byli naćpani i nachlani, pokłócili się o jakąś laskę i Greg chciał wrócić do domu. Wsiadł na swój motor i zginął na pierwszym zakręcie. Po prostu nie wyrobił, jechał zbyt szybko i wypadł z drogi.
Od tamtego czasu nienawidzę środków transportu, nieważne czy to samochód, czy metro. Nienawidzę. A mimo to jestem zmuszony, by codziennie wsiadać do tej pieprzonej puszki, która w każdej chwili może się wykoleić... No, dobra, może trochę dramatyzuje. Zauważyłem też, że zrobiłem się przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa moich bliskich. Gdyby coś im się stało, obwiniałbym się za to, że ich nie dopilnowałem.
- Hej, Ni? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Zayna. - Dlaczego zacząłeś pracować?
Spojrzałem na Mulata lekko zdziwiony tym pytaniem. Chłopak był rozluźniony, ale w skupieniu obserwował drogę. Przez dłużą chwile zastanawiałem się nad tym, co mam mu odpowiedzieć.
- Nie miałem wyboru - powiedziałem tylko i odwróciłem wzrok w stronę okna, by nie musieć patrzeć na przyjaciela.
Dalsza droga minęła nam w ciszy. Wiedziałem, że Zayn zastanawiał się nad tym, co mu powiedziałem. Nie pytał o nic więcej, jakby wiedział, że nie odpowiem. Zatrzymaliśmy się przed podstawówką Cal. Wszędzie było pełno rodziców. Większość wyglądała na zdenerwowanych i rozdrażnionych.
- Mamy jeszcze jakieś piętnaście minut - powiedział Zayn, patrząc w wyświetlacz swojego telefonu.
- To nawet dobrze - powiedziałem do siebie i odpiąłem pas bezpieczeństwa.
Gdy wysiadłem z auta, Zayn zawołał za mną:
- A ty dokąd?!
Uśmiechnąłem się do niego.
- Za chwile przyjdę - rzuciłem i szybkim krokiem oddaliłem się w stronę pasów.
Gdy czekałem, aż światło zmieni się na zielone, usłyszałem za sobą odgłos biegu. Nie musiałem się nawet odwracać, by wiedzieć, że to Zayn.
- Mówiłem, że to zajmie tylko chwile.
Chłopak tylko wzruszył ramionami. Jednak coś się zmieniło. Wyraz jego twarzy, czy raczej sposób w jaki na mnie patrzył. Trochę mnie to niepokoi.
Przeszliśmy przez ulice i zapewne ku zdziwieniu czarnowłosego, skierowaliśmy się do budynku przedszkola.
- Niall...? - spytał z lekkim zdziwieniem. - Co my tu...? - zamilkł, gdy otworzyłem drzwi jednej z sal.
Według planu, mój brat kończy swoje zajęcia dopiero za pół godziny, ale jakoś nie uśmiecha mi się zmuszanie Zayna, by czekał za nami. Pewnie ma inne rzeczy do roboty. Powiedziałem przyjacielowi, by zaczekał na mnie przy drzwiach, a sam wszedłem do kolorowego pomieszczenia wypełnionego dziećmi. Wszędzie walały się zabawki, a dzieci zajmowały się same sobą. Jest to zapewne ich czas na zabawę. Podszedłem do znajomej mi kobiety, która wypełniała jakieś papiery przy swoim biurku, co jakiś czas zerkając na to, co dzieje się na sali.
- Brat Noacha, prawda? - spytała z uśmiechem, gdy mnie zauważyła.
Odwzajemniłem gest i skinąłem głową.
- Chciałbym dziś zabrać go wcześniej. Mamy umówioną wizytę u lekarza. - skłamałem gładko.
- Oczywiście, ostatnio widziałam go przy klockach.
Podziękowałem jej i zacząłem szukać wzrokiem brata. Jednak nim go znalazłem, dostrzegłem Zayna, który wpatrywał się we mnie z uniesioną brwią. Zignorowałem go i wróciłem do poszukiwań. To wcale nie jest takie proste znaleźć jednego chłopca wśród całej bandy ruchliwych czterolatków. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłem lekko rudawą czuprynę chłopca. Siedział przy jednym ze stolików z jasnowłosą dziewczynką, chyba coś rysowali. Podszedłem do nich i położyłem mu rękę na ramieniu.
- Hej młody, przedstawisz mi swoją koleżankę?
Gdy Noach mnie zobaczył na jego twarzy rozjaśniał uśmiech.
- Tata! - krzyknął i rzucił mi się na szyję. Na szczęście w tym gwarze nauczycielka go nie usłyszała i nie będę musiał się z tego tłumaczyć, ale nie mam pewności, co do Malika...
- To jest Liss, moja przyjaciółka - powiedział dumnie, trochę sepleniąc.
Uśmiechnąłem się do Lissy.
- Miło mi cię poznać - podałem jej rękę, którą niepewnie uścisnęła. - To, co? Zbieramy się do domu?
Chłopiec trochę posmutniał.
- Już?
- Tak, chyba, że nie chcesz odebrać ze mną Clarie...
Noach był bardzo przywiązany do nas wszystkich, ale to Cal i Lea spędzają z nim najwięcej czasu, gdy jesteśmy w domu. Po prostu wiedziałem, że gdy usłyszy imię swojej siostry, nie będzie marudził.
Dość czule (jak na czterolatki) pożegnał się ze swoją "przyjaciółką". Mój młodszy brat ma dziewczynę, a ja nie? To boli. Jestem wręcz pewien, że w przyszłości będzie między nimi coś więcej.
Zayn nie powiedział nic, gdy pomagałem chłopcu się ubrać i wsiadaliśmy do jego samochodu. Głównie to Noach nawijał, opowiadając o Lissie.
Powoli zaczynałem się denerwować, autobus spóźniał się już jakieś dziesięć minut. Zayn chyba wyczuł moje zdenerwowanie, bo poczułem dotyk jego dłoni na moim udzie.
- Zaraz przyjadą - powiedział, jednak mnie to wcale nie uspokoiło.
- To chyba oni - stwierdziłem, widząc nadjeżdżający autobus, ale dopiero, gdy zasygnalizował wjazd na parking wystrzeliłem z samochodu i dołączyłem do tłumu oczekujących rodziców. Z autokaru zaczęły wychodzić dziewczynki w wieku Clarie. Zauważyłem może z dwie dziewczynki, które były owinięte bandażami i jedną ze złamaną ręką.
Dostrzegłem jak jedna z nauczycielek pomaga wysiąść z pojazdu mojej siostrze. Gdy zdążyłem do nich dobiec dziewczynka stała już o własnych siłach. Nic nie mówiąc wziąłem ją w ramiona. Jest cała i zdrowa. Żyje.
- Przepraszam - powiedziała, a po jej głosie poznałem, że jest na skraju płaczu. - Tak bardzo się bałam, Niall...
- Już wszystko w porządku - powiedziałem. W sumie nie wiem kogo bardziej chciałem uspokoić, siebie czy ją.
- One umarły, Ni... - zaczęła łamliwym głosem. - Na moich oczach, Chanel, ona...
Z tego, co wiem moja siostra przyjaźniła się z jakąś Chanel. I wygląda na to, że to właśnie ona jest jedną z ofiar tego wypadku.
- Chodźmy już do domu - powiedziałem trzynastolatce, której dalej łzy spływały po policzkach. Straciła przyjaciółkę, sama omal nie zginęła. Po tym wszystkim, co przeszła te wydarzenia to dla niej za dużo.
Wziąłem ją na ręce, by nie musiała się męczyć i ruszyłem w stronę czarnego BMW Malika.
ZAYN
Obserwowałem, jak z prędkością światła Niall wybiega z samochodu. Od rana był tym wszystkim poddenerwowany i było to widać na kilometr. Dopiero przez ostatnie wydarzenia zdałem sobie sprawę ile tak naprawdę o nim wiemy. W sumie to nic. Blondyn nigdy nie opowiada o sobie, czy swojej rodzinie. Gdy Harry powiedział nam ile Niall ma rodzeństwa byliśmy w niemałym szoku. W sumie znałem tylko bliźniaki Seana i Siennę i to tylko dlatego, że bawiliśmy się z nimi, gdy chodziliśmy do podstawówki. A co z pozostałą piątką? Spojrzałem przez ramię na chłopca, którego Niall odebrał z przedszkola.
Jedyna cecha wspólna jego i mojego przyjaciela to niebieskie oczy. Te piękne błękitne oczy, w których tonę za każdym razem, gdy w nie patrzę... Nie, nie jestem w nim zakochany. Po prostu uważam, że ma piękne oczy. To wszystko.
- Jesteś bratem Nialla, prawda? - spytałem, by jakoś zacząć rozmowę z chłopcem.
On uniósł na mnie swoje duże paczydła.
- Nie - stwierdził dobitnie.
- Nie?
- No nie. To mój tatuś - uśmiechnął się promiennie.
- To przecież niemożliwe - szepnąłem do siebie.
Niall nie może być jego ojcem. Blondyn jutro kończy osiemnaście lat, Noach nie ma więcej niż cztery, co oznacza, że musiałby zapłodnić jakąś dziewczynę w wieku czternastu lat. Prędzej posądziłbym o to Harry'ego, który jest zadeklarowanym gejem. Jeśli sięgnę w swoją pamięć to rzeczywiście Niall miał w tamtym okresie kilka dziewczyn, ale chyba z żadną nie był na tyle blisko, by iść z nią do łóżka. Ale z drugiej strony, dlaczego Noach miałby mnie okłamać? Przecież to tylko niewinny czterolatek.
Moje rozmyślenia zostały przerwane przez dźwięk otwieranych drzwiczek. Niall pomógł usiąść swojej siostrze, która mimo zapłakanych oczu i opuchniętej twarzy chichotała.
- To wcale nie jest śmieszne, Cal - powiedział Niall z naburmuszoną miną.
Na jego słowa dziewczyna roześmiała się jeszcze bardziej, ale zamiast do blondyna zwróciła się do Noacha:
- Tata Niall dobrze się tobą zajmował, gdy mnie nie było?
Czyli jednak Nialler jest jego ojcem?
Chłopiec ochoczo skinął głową i przytulił się do Cal (bo tak chyba ma na imię). Dostrzegłem, że jej ręce są pokryte dość widocznymi siniakami, a noga od kolana w dół jest w gipsie. Zapewne skutki tego wypadku, o którym mówił Niall.
- To dokąd sobie państwo życzą? - spytałem, posyłając Niallowi szczery uśmiech.
Jednak nadal nie mogę uwierzyć, że w tak młodym wieku jest już ojcem. I dlaczego nam o tym nie powiedział?
NIALL
By trochę rozweselić Clarie, opowiedziałem jej o tym jak Noach zaczął mnie nazywać. Jak się mogłem domyślić dziewczyna od razu podchwyciła ten wątek i wątpię, że w najbliższym czasie znów będę dla nich tylko bratem. W tym wszystkim najbardziej martwi mnie Noach. Przecież nie może przez całe życie myśleć, że jestem jego tatą, gdy nasz prawdziwy ojciec nas olał.
Zupełnie też zapomniałem o tym, że Zayn nie ma bladego pojęcia, gdzie teraz mieszkam, a to oznacza, że teraz będzie wiedział. I to wcale nie jest dobre. Pewnie już wie, że jest nas całkiem sporo (nie wątpię w to, że Styles się wygadał) a mieszkania w blokach nie są duże. Ale co będzie, to będzie. I tak już się pewnie domyśla, że moja sytuacja - zarówno rodzinna jak i materialna - nie jest zbyt ciekawa.
Rozmowa w samochodzie toczyła się głównie między najmłodszą dwójką. My tylko z uśmiechem na ustach obserwowaliśmy ich małą kłótnie.
- To tutaj - powiedziałem, gdy zauważyłem znajomy budynek. - Dzięki, Zayn. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
Posłał mi szeroki uśmiech i spojrzał prosto w oczy:
- Od tego są przyjaciele, pamiętaj o tym.
Ma rację, a ja ich zaniedbałem i to strasznie. Pomogłem Cal wysiąść i wziąłem ją na ręce. Noach czekał na nas już przy wejściu do budynku.
- Chcesz może wejść? - spytałem nim zdążyłem to do końca przemyśleć.
Ale nie chcę ich już okłamywać. Chcę, by chociaż po części wiedzieli jak wygląda moje życie. Cal często przyprowadzała do nas swoje przyjaciółki, Lea trochę rzadziej, ale i tak częściej niż bliźniaki. A ja? Ja jeszcze nikogo nigdy nie przyprowadziłem do naszego "nowego" domu.
Zayn wyglądał na zdezorientowanego moim pytaniem, szybko jednak się ogarnął i wysiadł z samochodu.
Uśmiechnąłem się do niego promienie i ruszyłem z Cal na rękach w stronę mieszkania. Szepnąłem mu ciche "dziękuję", gdy otworzył mi drzwi na klatkę schodową. Może i Clarie nie jest ciężka, ale gdy dotarliśmy na odpowiednie piętro byłem już trochę zmachany.
Odstawiłem ją z powrotem na ziemię, by móc wyszperać z kieszeni klucz do mieszkania. Wchodząc do środka widziałam jak Zayn uważnie się wszystkiemu przyglądał. Nasz dom jest bardzo skromne urządzony, więc w sumie nie ma czego oglądać. Przeprowadziłem chłopaka przez korytarz, prosto do mojego pokoju, celowo omijając kuchnie z otwartym salonem. Nie chcę, by widział w jak beznadziejnym stanie jest teraz moja mama. Clarie i Noach zaszyli się natomiast w pokoju dziewczyn.
Jak już wcześniej wspominałem pokój chłopaków i mój nie jest duży. Jedna szafa stojąca zaraz przy drzwiach, za nią stoi jedno z biurek. Dalej jest regał z zabawkami młodego i jego łóżko. Łóżka Seana i moje stoją do siebie równolegle, z tym, że moje stoi zaraz pod ścianą. Nie pomyślałem o panującym tu bałaganie, gdy zaproponowałem Zaynowi, by wszedł. Zabawki Noacha są dosłownie wszędzie, biurko, zarówno Seana jak i moje są zasłane podręcznikami i papierami. Już nie wspomnę o tym, że żadne z łóżek nie jest pościelone...
- Przepraszam za ten burdel - powiedziałem i zabrałem się za słanie łóżek. Zayn nic nie odpowiedział, tylko usiadł na krześle przy biurku i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Mieszkacie w trójkę w jednym pokoju? - spytał Zayn z lekkim niedowierzaniem w głosie.
Wzruszyłem ramionami, bo przecież to normalne, że dzieli się pokój z rodzeństwem, gdy mieszkanie ma niewystarczającą ilość pomieszczeń.
- Nie jest aż tak źle - powiedziałem do niego, przybierając lekki uśmiech.
- Dlaczego ...?- przerwał, gdy zabrakło mu słowa. Skrzywił się zapewne na myśl o tym, co przez przypadek prawie powiedział. Ale ja nie boję się tego słowa, bo dobrze wiem, że tak jest.
- Jesteśmy biedni? Tu nie ma o czym mówić. Tak jest i raczej się to nie zmieni.
Wydawało mi się, że przez chwile w jego oczach błysnęło współczucie.
- To dlatego znalazłeś pracę? By pomóc rodzicom?
Usiadłem na swoim łóżku i spojrzałem na przyjaciela ze smutkiem i powagą w oczach.
- Nie mam komu pomagać. Sam ich utrzymuję.
Szok. To właśnie uczucie zalało twarz czarnowłosego.
- Dlaczego? - powtórzył się tak cicho, że prawie nie usłyszałem.
- Wiedziałeś, że jedno wydarzenie potrafi zmienić całe życie człowieka?
Zayn pokręcił głową, wstał ze swojego miejsca i usiadł obok mnie.
- Opowiedz mi - to tylko dwa słowa, jednak bardzo długo na nie czekałem. Może nieświadomie, ale od dawna chciałem to z siebie wyrzucić. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo mi to ciąży.
- Kiedyś tak nie było - zacząłem swoją opowieść, wpatrując się w swoje splecione ręce. - Moi rodzice mieli dobrze płatne prace i świetnie nam się powodziło, mieliśmy duży dom, w którym cała nasza dziesiątka funkcjonowała bez większych problemów. Miałem siedmioro rodzeństwa. Moi rodzice zeszli się, gdy oboje mieli już po jednym dziecku. Greg i Nathaniel mimo tego, że nie łączyły ich więzy krwi byli nierozłączni, zamknięci w swoim świecie, do którego nigdy mnie nie wpuszczali, więc większość czasu spędzałem z Seanem i Sienną. Obserwowaliśmy z boku jak wkraczają w świat licealnych imprez, alkoholu i narkotyków. Rodzice nic nie widzieli, ale my tak. Tamtego wieczoru, gdy to wszystko miało swój początek, jak w każdy piątek wyszli na jakąś domówkę. Tego dnia mieliśmy jedną z naszych "nocy filmów" u Liama. Około północy dostałem telefon od taty. Wątpię byś to pamiętał, ale wyszedłem, mówiąc, że muszę pilnie w czymś pomóc tacie. Tak naprawdę zadzwonił i powiedział, że mam natychmiast wracać do domu. Tam zastałem zapłakaną matkę i ojca, który tępo wpatrywał się w ścianę przed sobą. Siedziało tam też kilku policjantów. Greg zginął. Umarł, bo wsiadł na swój motor pod wpływem alkoholu. Później wszystko potoczyło się z górki. Pierwszy załamał się Nath. Zniknął, zostawiając krótką notatkę na lodówce. Ojciec nie wytrzymał presji i atmosfery jaka w tym czasie panowała w naszym domu i uciekł do jakiejś kochanki. Jak możesz się pewnie domyślić moja matka również temu wszystkiemu nie podołała. Jej przybrany syn umiera z własnej głupoty, a jedyne osoby, które mogły ją zatrzymać przy zdrowych zmysłach po prostu odeszły. Straciła prace, przestała zajmować się młodszymi dziećmi. Moja rodzina rozpadała się na moich oczach, rozumiesz? I nic nie mogłem z tym zrobić. Musiałem być silny, nie mogli zobaczyć jak się załamuje. Jednak najbardziej to wszystko odbiło się na Cal i Lei.
- A co z Noachem? Czy to...?
Zdałem sobie sprawę z tego, że płaczę dopiero, gdy poczułem jak Zayn wierzchem dłoni ociera moje policzki.
Uśmiechnąłem się do niego przez łzy.
- Był zbyt mały, by pojąć, co się dzieje. Nie odczuwa tej straty tak jak reszta, bo nie pamięta jak to jest mieć rodziców, ma tylko nas.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - spytał, zamykając mnie w szczelnym uścisku.
Wtuliłem się w jego ramię, wdychając zapach jego perfum. Kocham ten zapach, kocham to jak mnie przytula i jak na mnie patrzy. Uwielbiam jego oczy, w które nie mogę patrzeć, bo tonę. Nigdy tego przed sobą nie przyznałem, ale czuję to od dłuższego czasu. Zakochuję się w swoim najlepszym przyjacielu. Tak nie powinno być.
- Chyba się bałem.
- Czego? - odsunął się ode mnie, ale nadal trzymał dłonie na moich ramionach.
Chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo jego spojrzenie zmieniło się na poważne.
- Przyjaźnimy się od tylu lat. Naprawdę sądzisz, że zostawilibyśmy cię ze względu na sytuację rodzinną? Niall, spójrz na mnie - powoli przeniosłem wzrok ze swoich stóp na jego oczy. - Boli mnie nie tylko to, że niczego nie powiedziałeś, ale że sam nie dostrzegłem, że coś jest nie tak. Gdzieś tam w głębi wiedziałem, że twój uśmiech nie jest już taki jak kiedyś, jest bardziej wymuszony. Jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć? - zagryzłem wargę.
W sumie jest "coś" jeszcze i wątpię, bym miał jeszcze kiedyś odwagę, by mu to wyznać. Mimowolnie zerknąłem na swoje ręce, które były naznaczone kilkoma dość widocznymi podłużnymi bliznami. Nadgarstki pociąłem sobie tylko raz. To zbyt widocznie miejsce. Miałem taki okres, gdy po prostu to wszystko mnie przerosło. Czułem się osamotnimy, zbyt młody na ciężar jaki przyszło mi nieść. Samookaleczenie przyszło znikąd, nie planowałem tego, nawet o tym nie myślałem. Chciałem żyć jak normalny nastolatek, ale ciążyła na mnie zbyt wielka odpowiedzialność. Ale gdybym odszedł jeszcze ja, nie poradziliby sobie. To ja jestem tym, który ich pocieszał, przytulał i mówił, że wszystko będzie dobrze i że damy rade. I daliśmy. Żyjemy, prowadzimy w miarę normalne życie, wszystko się ułożyło. Po tamtym okresie mojego życia została mi tylko jedna rzecz. Uzależnienie, którego nienawidzę i nie potrafię nad nim zapanować. Potrzebuję pomocy, bo dobrze wiem, że sam nie będę w stanie tego opanować.
- Ja...
Zacząłem, patrząc Malikowi głęboko w oczy. Widziałem w jego spojrzeniu, że bez względu na to, co mu powiem pomoże mi. Zrobi to, co będzie w stanie. Jednak nie powiedziałem nic. Nie z własnej woli, tylko dlatego, że ktoś wparował do pomieszczenia. Nawet bez odwracania się w stronę drzwi jestem w stanie powiedzieć kto to. To śmieszne, że rozpoznaję swoje rodzeństwo po sposobie w jaki się poruszają i funkcjonują. Sienna w przeciwieństwie do reszty puka nim wejdzie do nie swojego pokoju lub łazienki. W przypadku Seana słyszałbym już jego kroki na korytarzu.
- Niall? - spytała ostrożnie.
Szybko wytarłem oczy, by nie było widać, że płakałem. Nie chcę, by to widziała.
- Słucham? - odwróciłem się do niej i posłałem szeroki uśmiech.
Dziewczyna się rozluźniła i przeniosła swoje spojrzenie na mojego przyjaciela. Kiwnęła mu głową na przywitanie i podeszła do mnie bliżej.
- Mamy mały problem - wyszeptała mi do ucha. - Bo tak jakby lodówka jest pusta, a oni są głodni.
Przekląłem pod nosem. Jak mogłem znów zapomnieć o zakupach.
- Zaraz pójdę - powiedziałem, na co ona skinęła głową i wyszła.
Podniosłem się z łóżka i wyciągnąłem z kieszeni swój portfel, by sprawdzić na ile mogę sobie pozwolić. O tym również zapomniałem. Ostatnie pieniądze wydałem w szkolnej stołówce. Cholera.
- Niall...? - zaczął Zayn, ale go zignorowałem, wiedząc, co chce powiedzieć. Chce pożyczyć mi pieniądze, ale nie chcę zaciągać długów.
Z bolącym sercem skierowałem się do szafy. Z dolnej półki wyciągnąłem czarną drewnianą szkatułkę. Kiedyś był do niej klucz, ale zgubił się w czasie przeprowadzki. To pudełko, to nasza czarna opcja, czyli pieniądze odłożone na moment, w którym by ich zabrakło. Co miesiąc odkładałem tu po jakieś piętnaście funtów, więc trochę się tego nazbierało.
Szczerze, to miałem nadzieje, że nigdy nie przyjdzie mi jej otworzyć w tym celu. I nie otworzyłbym, gdyby nasz kochany tatuś pamiętał o swoich dzieciach.
Wyciągnąłem czterdzieści funtów i schowałem w portfelu.
- Muszę iść na małe zakupy - powiedziałem przepraszającym tonem. Nie chcę brzmieć, jakbym go wyganiał.
Chłopak posłał mi jeden z tych swoich olśniewających uśmiechów, po czym szybkim ruchem podniósł się z miejsca i ruszył w stronę drzwi.
- Podwiozę cię - rzucił, jak gdyby nigdy nic.
- Nie chcę cię znów wykorzystywać...
Machnął ręką.
- Dawno nie spędziliśmy razem tyle czasu, a poza tym i tak nie mam nic innego do roboty.
Pokręciłem głową z lekkim uśmiechem i bez słowa ruszyłem za nim.
- Wujek Zayn już sobie idzie? - spytał z naburmuszoną miną Noach, gdy wkładaliśmy buty.
Ku mojemu zaskoczeniu Zayn zaśmiał się i poczochrał młodemu włosy.
- Nie martw się, jeszcze tu wrócę.
Byliśmy już na klatce schodowej, gdy w ostatniej chwili złapała nas Sienn. Spojrzeliśmy na nią pytająco.
- Jest taki mały problem, o którym zapomniałam ci wspomnieć.
Nienawidzę słów "mamy mały problem". To nigdy nie oznacza nic prostego, bynajmniej wtedy, gdy pada to z ust tej właśnie dziewczyny.
Westchnąłem cicho i spojrzałem na nią wyczekująco. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Clarie boli brzuch.
Westchnąłem z frustracji.
- Nie możesz po prostu powiedzieć, że potrzebujecie czegoś przeciwbólowego? - spytałem i już chciałem odejść, gdy doszedł mnie chichot dziewczyny.
- Nie rozumiesz mnie, Niall. Clarie. Boli. Brzuch. Wiesz, przychodzi taki czas w życiu nastolatki, gdy potrzebuje "pewnej" rzeczy.
Uniosła znacząco brwi. Już chciałem powiedzieć, że nie mam pojęcia, o co jej znowu chodzi, ale doszedł mnie śmiech Zayna.
- Skoro Malik już wie, co mam na myśli, wierzę, że dacie radę.
Spojrzałem pytająco na przyjaciela, gdy moja siostra zniknęła w drzwiach mieszkania.
On tylko pokręcił głową i rzucił jasność na wypowiedź mojej kochanej siostrzyczki, którą ukatrupię w najbliższym czasie:
- Podpaski, stary - wciąż się śmiał, a ja stanąłem jak oniemiały.
Że niby co mam kupić?!
Dobrze się czyta.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Niall wreszcie się otworzył. I to było słodkie jak został nazwany tatą.
Dobrze się czyta.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Niall mógł z kimś porozmawiać. Słodkie to było jak jego braciszek nazwał go tatą.
Mam nadzieje, że na kolejny rozdział nie będzie trzeba długo czekać ;)Powodzenia w pisaniu