wtorek, 28 lipca 2015

Czwarty upadek (I Feel Apart)


beta: Mixer (Którą kocham ♥♥♥) I zapraszam do czytania jej prac, które swoją droga są genialne ;) Znajdziecie ją: TU, TU i na WATTPADZIE



Mam swoje powody, dla których na wyjście z Perrie zaciągnąłem swojego współlokatora. Przy nim dziewczyna nie mogła poruszyć tematu mojej przypadłości, o czym zorientowała się, gdy całą trójką wracaliśmy do akademika po dość szybkim i mało szczegółowym oprowadzeniu mnie po okolicy.
Zayn przez ten cały czas był jakiś nieobecny, a gdy Perrie do niego zagadała rumienił się lekko i dawał krótką odpowiedź.
- Nigdy więcej nigdzie z tobą nie idę. - powiedziałem w stronę blondynki, rozprostowując obolałe nogi.
Dziewczyna zaśmiała się głośno, co pewnie ma oznaczać, że i tak mi nie wierzy i w najbliższym czasie ma zamiar powtórzyć dzisiejszy wypad.
- Musimy nadrobić te wszystkie lata, Hazz. - powiedziała niby wesołym tonem, ale jednak jej oczy trochę pociemniały.
Westchnąłem pod nosem.
- Było minęło. Wybaczyłem ci, prawda? - spytałem, wpatrując się w jej niebieskie oczy.
Skinęła głową, spuszczając wzrok na swoje ręce.
- Czyli nie mamy o czym mówić. - powiedziałem wesołym tonem. - Dobranoc.
Przytuliłem ją i ruszyłem do swojego pokoju. Po chwili Zayn mnie dogonił i resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.
W głośnym jękiem rzuciłem się na utęsknione łóżko.
- Hej, Harry? - usłyszałem głos Zayna i poczułem jak moje łóżko ugina się pod jego ciężarem. - Ty i Perrie jesteście parą?
Podniosłem się na łokciach i spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Ja i Perrie? - spytałem z niedowierzaniem. - Nie, nie jesteśmy parą... Dlaczego pytasz?
Podniosłem się i zdjąłem okulary, by móc pochwycić jego spojrzenie.
- Ja... po prostu... - zaczął się jąkać.
Nagle to do mnie dotarło. Jego rumieniec i ukradkowe spojrzenia, momentalnie na moje usta wpłynął uśmieszek.- Zayn? Podoba ci się Pezz?
Chłopak odwrócił wzrok.
- Może trochę. - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałem. - Ale jeśli ty z nią...
- Z Perrie znam się od kołyski - powiedziałem, przerywając mu. - Była dla mnie jak siostra, poza tym nawet jeśli bym chciał, nie mógłbym jej pokochać w inny sposób.
Uśmiechnąłem się do niego, co natychmiast odwzajemnił.
- Co znaczy, że "była"? - spytał nagle.
Skrzywiłem się na popełnioną przez siebie gafę.
- Parę lat temu miał miejsce pewien incydent - powiedziałem, patrząc w sufit. - W jego wyniku wszyscy się ode mnie odwrócili i zostałem całkiem sam.
Chłopak pogrążył się w myślach.
- Czy to ma coś wspólnego z tym, że powiedziałeś Lou, że...
Wstałem i podszedłem do komody, na której spoczywał mój komputer. Chwyciłem go i wróciłem na miejsce obok Zayna.
Szybko wszedłem na główną stronę informacyjną Londynu i odnalazłem interesujący mnie artykuł, nawet go nie czytając podałem laptop Mulatowi.
Chłopak zaczął czytać na głos.
- Czwartego grudnia bieżącego roku na skrzyżowaniu ulic Harley Street i Kingsway* doszło do czołowego zderzenia dwóch pojazdów. Kierujący autobusem mężczyzna był pod wpływem alkoholu, stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w nadjeżdżający z naprzeciwka samochód ciężarowy. W wypadku życie straciły dwie osoby, a dziesięć ciężko rannych zostało przetransportowanych do szpitala...
Ostatnie słowa Zayn wypowiedział niemal bezgłośnie.
- Przy Harley Street jest market, w którym zazwyczaj robimy zakupy - powiedział, nie spuszczając wzroku z ekranu mojego komputera. - Jak? - spytał, po czym skierował swoje przerażone spojrzenie na mnie. - Już nic nie rozumiem, Harry.
Posłałem mu smutny uśmiech i oparłem się wygodnie o ramę mojego łóżka.
- Gdy miałem dwanaście lat razem z przyjaciółmi bawiliśmy się w berka, a ponieważ na zewnątrz pogoda była paskudna, graliśmy w moim domu. Była nas chyba czwórka, albo piątka, moich rodziców nie było w domu, więc nikt się na nas nie wydzierał z tekstami "po domu się nie biega". Niestety miałem to nieszczęście, by potknąć się i spaść z samej góry moich stromych schodów. - skrzywiłem się na samo wspomnienie tego wypadku. - Byłem nieprzytomny przez kilka dni. Skończyło się na dość poważnym urazie głowy i paskudnym złamaniu lewej ręki. Wszyscy mówili, że to cud, że z tej wysokości nie złamałem karku.
- Jak to ma się do tego wypadku autobusowego? - spytał Zayn, marszcząc brwi.
- Musisz mi coś obiecać, Zayn - powiedziałem poważnym tonem i spojrzałem w jego oczy o kolorze ciemnego brązu. - To, co teraz usłyszysz nie może opuścić murów tego pokoju, rozumiesz?
Po dłuższej chwili chłopak skinął głową, zgadzając się na moje warunki.
- Kilka dni po wybudzeniu zacząłem widzieć śmierć. Wiem jak niedorzecznie to brzmi i pewnie masz mnie za wariata, który urwał się z psychiatryka, ale taka jest prawda. Potrafię z dokładnością, co do sekundy podać czas zgonu każdego napotkanego przeze mnie człowieka.
Zayn pokręcił głową z niedowierzaniem.- To jest przecież niemożliwe...
Prychnąłem pod nosem.
- Wiem to i gdybym wtedy pięć lat temu wiedział jak ludzie zareagują na to, co widzę, nigdy bym nikomu nie powiedział. Ale byłem tylko głupim dzieciakiem, który nie wiedział, co się dzieje. Przestraszyłem się tego i powiedziałem rodzicom, nie uwierzyli, tak samo jak mój lekarz, czy pielęgniarki. Gdybym wtedy się powstrzymał... i przestał wszystkim wmawiać, że wiem kiedy umrą... - mój głos się lekko załamał, ale szybko się otrząsnąłem. - Pierwszą osobą, która zginęła mimo tego, że go ostrzegałem był mój kolega z klasy. Chłopak zignorował mnie, bo przecież byłem tylko "psychicznym Harrym". Utopił się. Po tym wydarzeniu wszystko się nasiliło. Nie byłem już tylko ignorowany, ale także... w sumie to nieważne. Masz prawo mi nie wierzyć, ale niby jak inaczej wyjaśnisz to, że Louis i Pezz nadal żyją? Gdybym wtedy nie zatrzymał twojego kumpla, byłby jedną z ofiar. - wskazałem głową na komputer.
Zayn wstał i szybkim krokiem podszedł do drzwi.
- Przepraszam Harry, ale w to nie da się uwierzyć.- powiedział i zamknął za sobą drzwi.
Wpatrywałem się w drzwi przez dłuższą chwile. I nawet nie zauważyłem, gdy moje policzki zrobiły się mokre. Nie płakałem dlatego, że boję się, że Zayn powtórzy wszystko reszcie chłopaków i mój koszmar znów powróci. Zaufałem mu, a w moim przypadku to duże osiągnięcie i myślę, że zrobiłem to za szybko. Znamy się zaledwie jeden dzień, a już dowiaduje się, że jego nowy współlokator jest jakimś psycholem. Nie mogę go winić za to, że nie potrafi w to uwierzyć, sam czasem nie wierzę.
Może to schizofrenia, albo coś w tym stylu? Ale zaraz potem przypominam sobie o tych wszystkich przypadkach, w których miałem racje. Nie tylko Perrie i Louis, ale również moi rodzice i kilka innych osób, które mnie nie posłuchały i zginęły, tak jak to przewidziałem.
Czasami boję się sam siebie.
Spojrzałem na leżącą w kącie gitarę, którą przywiozłem ze sobą. Muzyka była moim ratunkiem, gdy zostałem sam. Niewiele osób wie, że gram na gitarze, w sumie tylko Gemma i Matt, którzy dzielnie znosili moje początki.
Wiedząc, że Zayn nie planuje zbyt szybkiego powrotu, chwyciłem instrument. Muzyka skutecznie zajmuje moją uwagę i odwraca od rzeczy, o których nie powinienem myśleć.
Zacząłem wygrywać pierwsze takty piosenki, którą znam na pamięć.
Ciche dzięki gitary zakłóciły otaczającą mnie cisze.
Nienawidzę ciszy. Wtedy zbyt dużo myśli plącze mi się w głowie. A te myśli wcale nie są dobre. Jak myślicie, o czym może rozmyślać człowiek, który niesie na swoich barkach ciężar śmierci innych ludzi?
Były momenty, gdy myślałem, że nie dam rady, że to zbyt wiele. A brak wsparcia rodziny i przyjaciół jeszcze bardziej pogłębił moją depresje. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to ma nazwę. Byłem wiecznie przygnębiony, przestałem się uśmiechać, uważałem, że na to nie zasługuję, nie zasługuję na radość. Często łapałem się na myśli, że coś zrobiłem źle i spotkała mnie za to kara. Ale co takiego mógł zrobić dwunastolatek, że coś obdarzyło go takim ciężarem. Gemma mówi, że to dar, choć kategorycznie zabrania mi go używać. Ja jednak pozostaje przy wierze, że to jakieś pieprzone nieporozumienie, że zaraz się obudzę i znów będę tym pełnym życia dzieciakiem, który we wszystkim widział kolory.
Ten zeszyt, który znalazła Perrie. Tam jest wszystko. Moje myśli, odczucia, to ile razy sięgnąłem po żyletki i ile razy stałem na moście, wpatrując się w rwącą rzekę. Boję się, że gdyby to przeczytała, nigdy nie udałoby mi się wybić jej z głowy poczucia winy.
Chyba naprawdę powinienem się go pozbyć.

LOUIS

Spojrzałem na wyświetlacz swojego telefonu.
- Dopiero osiemnasta. - mruknąłem pod nosem - Niall! Idę pobiegać.
Krzyknąłem do swojego współlokatora i wyszedłem z pokoju, nie czekając na jego odpowiedź. Od wczoraj jestem jakiś dziwnie niespokojny, a bieganie pozwala mi opanować nerwy.
Biegłem swoją stałą trasą, ale mimo wszystko moje myśli zajmował uroczy chłopak, który usiadł obok mnie w pociągu i powiedział, że umrę. Z jednej strony to niedorzeczne, ale jednak jest w nim coś, co mówi mi, że był poważny. I jego słowa "Śmierć jest wszędzie, Louis"
Co to niby ma oznaczać?
A co jeśli on naprawdę uratował mi życie?
- To niedorzeczne. - mruknąłem pod nosem.
Przebiegałem właśnie przez pobliski park. Jest słabo oświetlony, więc o tej porze mało kto tu przebywa.
W pewnym momencie na jednej z ławek dostrzegłem znajomą sylwetkę.
- Zayn? - spytałem, podchodząc bliżej.
Czarnowłosy uśmiechnął się do mnie smutno i posunął, dając mi do zrozumienia, że mam usiąść. Dopiero, gdy podszedłem bliżej, dostrzegłem w jego ręce papierosa. Wiem, że Zayn pali, bardziej dziwi mnie to, że robi to w parku zamiast u siebie.
- Współlokatorowi przeszkadza zapach? - spytałem żartobliwym tonem.
Mulat wypuścił dym z ust.
- Nie wiem, po prostu muszę coś przemyśleć. - powiedział. - Harry pokazał mi dzisiaj pewien artykuł.
Zmarszczyłem brwi.
- I tak bardzo cię to zmartwiło, że musiałeś się przejść?
Spojrzał mi głęboko w oczy i już wiedziałem, że to co powie mi się nie spodoba.
- Był to artykuł o wypadku autobusowym, który miał miejsce czwartego grudnia.
- To jeszcze nic nie znaczy. W Londynie jest mnóstwo autobusów.
Powiedziałem, choć nie wiem kogo chciałem do tego przekonać, Zayna czy samego siebie.
- Wszystko się zgadzało, Lou. Data, czas, trasa. Nie ma innej możliwości, on to wiedział. Wiedział, że ten wypadek się wydarzy.
Czyli od samego początku Harry Styles mówił prawdę. Widzi śmierć.
- Jak to możliwe? - szepnąłem cicho.
Zayn zaciągnął się ostatni raz i wyrzucił peta.
- Opowiedział mi swoją historię. Jak to wszystko się zaczęło. Obiecałem, że nikomu nie powiem o jego "zdolnościach". Bo powiedzmy sobie szczerze, kto w to uwierzy?
Zapadła pomiędzy nami cisza, którą przerwałem dopiero po dłuższej chwili:
- Ja chyba wierzę.
Zayn głośno westchnął.
- Mimo tego, że to jest wbrew wszelkim prawom logiki, ja też.
Nagle coś do mnie dotarło. Wstałem z ławki jak oparzony.
- Wczoraj, zanim wyszedł od nas, powiedział Liamowi...
Oczy Zayna błysnęły przerażeniem.
- O cholera!
Oboje rzuciliśmy się biegiem do akademika.
Cała trasa, którą spokojnym truchtem przebiegłem w piętnaście minut, teraz zajęła nam niecałe 8.
Z głośnym hukiem wpadliśmy do budynku, a z jeszcze większym do pokoju Zayna. W tym momencie moje nogi odmówiły posłuszeństwa i plackiem rzuciłem się na jedną z puf, głośno oddychając. To samo zrobił czarnowłosy.
- Gonił was morderca psychopata? - doszedł do nas lekko zachrypnięty śmiech.
Spojrzałem na uśmiechniętego nastolatka o lekko kręconych włosach i szmaragdowych oczach.
On ma dołeczki w policzkach.
Dołeczki!!!
Już pierwszego dnia, gdy go zobaczyłem wydał mi się przystojny.
Teraz, gdy siedzi po turecku na swoim łóżku i szczerzy się, wygląda jeszcze piękniej. Tak naturalnie.- Dziękuje Harry. - powiedziałem, gdy moje serce uspokoiło się po biegu.
Nie musiałem też mówić, za co mu dziękuje.
- Nie ma za co Lou, tylko nie zmarnuj tego życia.
Uśmiechnąłem się, ale już po chwili przypomniałem sobie, dlaczego tak bardzo z Zaynem się śpieszyliśmy.
- Liam. - powiedział jeszcze zmachany Mulat. - Wtedy w pokoju powiedziałeś tą datę, czy to... - Zayn urwał, tak jakby nie mogło mu to przejść przez gardło.
Harry, jak gdyby nigdy nic założył na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Wasz przyjaciel za pół roku umrze przez białaczkę.
Obydwoje spojrzeliśmy na siebie wielkimi oczami.
- Tylko nie to. Nie znowu... - powiedział Zayn, chowając twarz w dłoniach.
Widząc, że Harry nic z tego nie rozumie, wytłumaczyłem szybko:
- Liam chorował na to cholerstwo od dwunastego roku życia. Na szczęście chemia działała i choroba po dłuższym czasie ustąpiła.
- Nie na długo. - stwierdził Zayn pustym głosem.
- Jeszcze nic straconego. - powiedział, a my spojrzeliśmy na niego jak na idiotę. - Przecież ma jeszcze pół roku. Zaciągnijcie go do szpitala, chemia może znów zadziałać, a jeśli nie, można znaleźć dawce.
Zerwałem się na równe nogi, ale loczek zdążył mnie powstrzymać nim wybiegłem z pomieszczenia.
- Puść mnie, muszę mu...
Wzmocnił uścisk na moim przedramieniu.
- Spokojnie Lou, zróbcie to jakoś dyskretnie, bo jeśli wpadniesz do pokoju i powiesz, że umrze nic z tego nie będzie. Uwierz mi, przerabiałem to.
Chłopak ma rację, Liam od razu wyczuje jakiś podstęp.
- Ale przecież on zna tą datę, powiedziałeś mu ją wtedy.
- Tak, ale nie wie dokładnie o co mi chodziło, a nawet jeśli się domyśla, nie powie tego na głos. Zaufaj mi, Lou.
Wziąłem głęboki wdech na uspokojenie emocji.
- Malik, masz jeszcze szluga? - spytałem, rozluźniając się i dając Harry'emu znak, że nie zamierzam robić nic głupiego.
- Ale ty nie palisz. - stwierdził wyraźnie zdziwiony Mulat, podając mi papierosa i zapalniczkę.
- Wiem, ale muszę jakoś odreagować.
Wczoraj ja byłem na skraju śmierci, a już niedługo mój przyjaciel zacznie walkę o życie.
Spojrzałem jeszcze raz na chłopaka, który pojawił się znikąd.
Uratował mi życie, nie bojąc się tego, co o nim pomyślę.
Jest niesamowity.

Przeczytałeś = Skomentuj (Dziękuje) ♥

3 komentarze:

  1. Szczerze napędziłaś mi stracha z Liamem. Już jak Harry zobaczył jego datę śmierci, to się wystraszyłam, ale teraz mam głęboką nadzieje, że uda się chłopakom go zaciągnąć do lekarza, by zdążył się uratować i znowu wygrał walkę z rakiem. Jeny, oby... A no i nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, że Zayn uwierzył Harry'emu i Louis też :D Rozdział genialny, mysia i czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisalam długi kom ale usunelo więc po prostu napisze super opo XD

    OdpowiedzUsuń