niedziela, 22 lutego 2015

Pierwszy upadek (I Fell Apart)

4 Grudnia 2015 r.
Harry.
-Uważaj jak łazisz!
Wydarł się ma mnie jakiś stary łysy facet, z którym się zderzyłem. Może i bym go przeprosił, ale po pierwsze to on na mnie wpadał a po drugie nie mam zwyczaju wymieniać uprzejmości z chamskimi ludźmi. Pozbierałem z ziemi torby, i futerał z gitarą, które wypadły mi z rak w chwili zderzenie. Na szczęście zdołałem utrzymać równowagę. Poprawiłem okulary przeciwsłoneczne, które niebezpiecznie zsunęły mi się z nosa.
Przemierzam ulice Londynu w poszukiwaniu Szkoły, do której zapisała mnie siostra.
Uznała że to najwyższy czas bym się usamodzielnił. Choć dobrze wiem że chciała się mnie po prostu pozbyć, ale nie winie jej za to. Ma męża, jest w ciąży, a ja nie pasuje do jej obrazka. Dlatego własne w środku semestru zmieniam liceum. Swoją główną zasługę maja tu pieniądze Matta, narzeczonego Gemmy. W normalnych okolicznościach nie przyjęli by mnie do żadnej porządnej szkoły na miesiące po rozpoczęciu roku.
Wracając do mojej aktualnej sytuacji, nie mam bladego pojęcia gdzie jestem. Krążę tak już od ponad godziny, z nadzieją że szkoła wyłoni się zza rogu. Niestety mój zmysł orientacji w terenie, nie sprawdza się w wielkich miastach.
Czy ja czasami nie mijałem już tego kościoła?
Ehhh do dupy. Usiadłem zrezygnowany, na ławce w jakimś małym parku. Pozostały mi dwie opcje. Zadzwonić do Gemmy, by w jakiś sposób mnie pokierowała, zna to miasto na pewno lepiej niż ja. Albo spytać kogoś o drogę. Wybrałem ta drugą opcje, mimo iż niosła za sobą pewne ryzyko. Ale zdecydowanie wole to niż słuchać kobiety której nastrój zmienia się co 2 minuty.
Kawałek przede mną stała kobieta, która karmiła gołębie. Podszedłem do niej.
-Przepraszam. -Zwróciłem się do niej. -Nie wie może pani jak dostać się na tą ulice? -Podałem jej kartkę z adresem, którą przed wyjazdem wręczyła mi siostra. Kobieta przyjrzała się adresowi, trwało to jak dla mnie trochę długo ale w końcu skinęła głową.
-Musisz pojechać metrem... - I zaczęła mi tłumaczyć tą skomplikowaną drogę. Kończy mi się czas, ale kobieta opisywała każdy szczegół, jakby była to sprawa życia i śmierci.
Po chwili ogarnęło mnie znajome uczucie gorąca, a obraz na chwile się zamazał. Przymknąłem oczy, a gdy znów je otworzyłem, nad głową kobiety zauważyłem znajomą złotą ramkę, zupełnie jak w jakiejś grze. Mimowolnie odczytałem widniejący w niej tekst.
("16.03.2032 r. zawał serca")
Gdy kobieta wyjaśniła mi wszystko tak, że nie jestem już w stanie nie trafić, szybko się od niej oddaliłem. Zmierzam w stronę dworca (tak, w ciągu tej godziny odkryłem gdzie jest), trzymając głowę nisko spuszczoną. Gdybym ją teraz podniósł i spojrzał na przypadkowego przechodnia, zobaczył bym jego "śmierć". Wiem to jest dziwne, i trudno w to uwierzyć, ale niestety to prawda. Odkąd prawie umarłem 6 lat temu, wiem kiedy umrze każdy napotkany przeze mnie człowiek. To coś (nawet nie wiem jak to nazwać) aktywuje się gdy utrzymuje z kimś rozmowę, lub kontakt wzrokowy. Raz aktywowane nie znika przez około 10 minut. Do tego jeszcze na czas uaktywnienia się zdolności moje oczy zmieniają kolor z zielonych na błękitne. To właśnie dlatego nosze okulary z ciemnymi szkłami. Jest to trochę uciążliwe, ale da się przeżyć, tylko dobija mnie świadomość że mogę tym ludziom jakoś pomóc, ale tego nie zrobię. Tak jestem egoistą, lecz przerabiałem już ta sytuacje. W Holmes Chapel ludzie, nazywali mnie po prostu wariatem, uważali że mi odbiło po tamtym wypadku. Nie chce po raz drugi przez to przechodzić, dlatego lepszym rozwiązaniem będzie trzymanie gęby na kłódkę. Szczególnie teraz gdy dostałem kolejną szanse.
 Jakimś cudem udało mi się zdążyć nim metro odjechało, na następny pociąg musiał bym czekać 45 minut.
Przemierzyłem wagon szukając wolnego miejsca. Znalazłem jedno koło chłopaka moim wieku. Niebieskie oczy wpatrzone ma w jakaś książkę, więc nie zauważył gdy stanąłem obok.
-Mogę tu usiąść. -spytałem z grzeczności.
Osobnik ten, uniósł na mnie wzrok, a na jego twarzy zagościł wesoły uśmiech.
-Jasne. -powiedział melodyjnym głosem, i schował podręcznik do swojej torby. -Wyjeżdżasz gdzieś?
Zacisnąłem usta w wąską linie, czemu po prostu nie może wrócić do czytania? Przed chwilą mi przeszło.
-Przenosze się do liceum. -Poprawiłem go, na co ten pokiwał głowa z zrozumieniem.
-University Licion London? -spytał, ale coś mi mówi że już zna odpowiedz.
Skinąłem głową, dla potwierdzenia jego słów.
Uśmiech chłopaka poszerzył się.
-Co za zbieg okoliczności, też tam chodzę! -Wyciągnął w moją stronę dłoń. -A tak w ogóle, to jestem Louis.
-Harry.
Szybko uścisnąłem jego dłoń, z nadzieją że uda mi się jeszcze uniknąć "ataku", niestety była to złudna nadzieja. Ponowny atak gorąca, oraz zawroty głowy, i "wyroki" wróciły.
Louis zaczął opowiadać o Szkole, nauczycielach i niektórych uczniach, a ja znów siedziałem ze spuszczoną głową. A na każde jego pytanie odpowiadałem pomrukiem.
-Nie słuchasz mnie. -stwierdził naburmuszony. -Jeśli przeszkadza ci moje towarzystwo, powiedz się przymknę...
Słysząc te słowa chciałem zaprzeczyć, więc odruchowo na niego spojrzałem. I wtedy to zobaczyłem.
("4.12.2015 r. wypadek autobusowy.")
Przełknąłem głośno ślinę.
Przyjrzałem się ramce, by poznać szczegóły. Nie często zdarza mi się to robić, ale tym razem to jest silniejsze.
(" 7. 34, Pijany kierowca, straci kontrole nad pojazdem, w wypadku zginą 3 osoby")
-Jedziesz prosto na uczelnie? -spytałem słabo.
Chłopak jakby z ulgą, że wcale nie mam go dość, odpowiedział.
-Nie, obiecałem współlokatorowi ze zrobię zakupy. Wysiadam na następnym, a później chyba pojadę autobusem prosto pod uczelnie.
Cholera. I po co mi to było.
Metro zatrzymało się, a ludzie zaczęli tłoczyć się do wyjścia. Louis, zaczął powoli zbierać swoje rzeczy, chyba chce poczekać aż ludzie przestaną się przepychać.
-Do zobaczenia Harry. -Powiedział wstając z miejsca obok.
"Nie możesz mu pomóc Harry. Nie możesz znów wszystkiego zepsuć!" Mówił wredny głos w mojej głowie.
Nie, nie potrafię tak. Chwyciłem chłopaka za rękę, i pociągnąłem tak mocno, że ponownie opadł obok mnie.
-O co chodzi Harry? Musze iść. -Powiedział próbując wstać, ale mu nie pozwoliłem, nadal kurczowo ściskając jego rękę. Zaczął się wyrywać.
-Przez ciebie nie zdążę...! - W tym monecie drzwi się zamknęły, a ja odetchnąłem z ulgą i puściłem dłoń nastolatka.
Wyrok Louisa zmienił się, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Teraz ważne jest to jak ja mu wytłumaczę tą sytuacje.
-Przepraszam -Powiedziałem w jego stronę.
Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Powiesz o co ci chodzi? -Spytał a w jego glosie wyczułem lekką złość.
Przeczesałem ręką włosy w geście bezradności. Tym razem postanowiłem postawić na prawdę.
-Gdybyś pojechał tamtym autobusem, zginał byś. -Powiedziałem cicho.
Na jego usta wstąpił uśmieszek niedowierzania.
-To jakiś żart, prawda? Niall kazał ci to zrobić?
Wiedziałem że tak będzie. Nie pozostało mi nic innego jak dalej w to brnąć.
-Kierowca jest piany. Doprowadzi do wypadku. Oprócz ciebie, zginie jeszcze dwójka innych ludzi.
Louis zaśmiał się głośno. Zwracając na siebie wzrok prawie wszystkich w przedziale. Nie uwierzył, ale przynajmniej żyje, zdążyłem go nawet polubić, szkoda że to zapewne konic naszej znajomości.
-To śmieszne. -Stwierdził.
Podniosłem się z siedzenia. Ściągnąłem okulary i spojrzałem prosto w oczy. Wiem że moje oczy teraz wręcz żarzą się błękitem.
-Śmierć, jest wszędzie Louis. Pamiętaj o tym.
Odwróciłem się od niego, i podszedłem do wyjścia, tam czekałem aż pociąg się zatrzyma. Do końca podróży starałem się unikać wzroku Louisa.


Louis.
Na początku, myślałem że sobie ze mnie żartuje. Ale gdy spojrzał na mnie tymi przerażającymi oczyma, uznałem ze na serio próbował mnie nastraszyć. A wyglądał na sympatycznego gościa, cóż pozory jednak mylą.
Przez tego całego Harrego, po zakupy muszę iść do miejscowego sklepiku, w którym ceny są okropnie wygórowane. Mieszkam w jednym pokoju z Niallem i Liamem. To właśnie ten drugi zlecił mi zrobienie zakupów. zawsze robimy to w markecie, bo wychodzi dużo taniej, ale teraz już nic na to nie poradzę, jakoś nie mam ochoty cofać się tak daleko.
Szybko uwinąłem się z zakupami i ruszyłem do Akademika. Na szczęście, nigdzie po drodze nie spotkałem Harrego, jakoś przeszła mi ochota na spoufalanie się z nim.
Gdy wszedłem do pokoju, zastałem w nim Niall rozłożonego na kanapie z pilotem ręce i Zayna naszego przyjaciela, który mieszka obok. Ten drugi wygląda na załamanego.
-Co jest? -Spytałem odkładając, torby na stół.
-Jego marzenie legło w gruzach. -stwierdził blondyn.
Dokładniejsza odpowiedź padła od mulata.
-Przydzielili mi współlokatora.
Zastygłem w ruchu, i odwróciłem się w stronę chłopaka, który leżał na moim łóżku.
-Błagam powiedz że nie ma na imię Harry. -powiedziałem słabo.
Chłopak potwierdził ruchem głowy.
-Nie wydaje się taki zły. Nawet sympatyczny. -Stwierdził Zayn.
No tak mogłem się domyślić. Współlokator Zayna w tym roku skończył edukacje. Chłopakowi nie przydzielili nikogo nowego, więc teraz gdy Hary się tu przeniósł, to logiczne ze zamieszka z jedyną osobą nie posiadającą dodatkowej osoby w pokoju.
-Tak, wydaje się normalny do czasu aż nie powie ci kiedy umrzesz. -Rzuciłem.
Mulat spojrzał na mnie zdziwiony.
-Spotkałem go w metrze. Według jego opinii -Spojrzałem na zegar na ścianie. -Umrę za 3 minuty w wypadku. -wzruszyłem ramionami.
Po tych słowach, zaległa cisza, po czym cala nasza trójka wybuchła głośnym śmiechem.
-To na co macie ochotę. Horror czy Komedia?
Zapytał nas Niall. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia z Zaynem.
-Horror! -stwierdziliśmy równocześnie.
Niall uśmiechnął się szeroko ukazując rząd śnieżno białych zębów.
-Liamowi, się to nie spodoba.
I tu ma racje. Payne nie nienawidzi takich filmów, ale dzięki temu mamy niezły ubaw.
-Myślicie że powinniśmy zaprosić Harrego? -Wypalił Zayn. -W końcu to mój współlokator, myśl że możemy się z nim chociaż zakolegować.
Wzruszałem ramionami, choć wcale mi się ten pomysł nie podoba.
Niall poparł pomysł mulata, znając Liama zrobił by to samo, więc ja nie mam nic do gadania.
-Payne kończy za 10 minut, idź po naszego jasnowidza. -rzuciłem w stronę mulata.

1 komentarz:

  1. Awww!!! Boski rozdział Skąd ty bierzesz te pomysły??
    zżera mnie ciekawość .. Co będzie dalej..?

    OdpowiedzUsuń